Pragnę Wam z radością ogłosić koniec moich koszmarów spacerowych z Olą. Jakiś czas temu pisałam Wam o terrorze wózkowym, który moja córka stosowała wobec swojej matki. Gardziła spacerami, jeśli tylko wózek pchała jej rodzicielka. Tych, którzy jeszcze nie mieli okazji o tym przeczytać - zapraszam TU.
Nie mam pojęcia czy moja kochana Olencja w tajemnicy przede mną nauczyła się czytać i po lekturze wpisu "Terror wózkowy" postanowiła utrzeć mi nosa, czy może po prostu wkroczyła w wiek, w którym siedzenie w jadącym wózku i podziwianie wszystkich mijanych obiektów jest dla niej wielką frajdą. A może zadziałała moja konsekwencja w odmawianiu Oli noszenia na rękach.... ?
Z czysto zdroworozsądkowych powodów wykluczam opcję pierwszą. Poza tym niedawno miałam okazję przeczytać w pewnym poradniku, że dzieci w wieku około 13 miesięcy zaczynają doceniać przejażdżki samochodem i spacery w wózku. Dzieje się tak dlatego, że zaczynają interesować się wszystkim wokoło, mając jednocześnie "gdzieś" całą resztę. W tym wieku, dzieci stają się podobno egocentryczne. Nie zwracają uwagi na osobę, która pcha wózek, z wyjątkiem okazania niezadowolenia, kiedy wózek zatrzyma się, choćby na chwilę. Jak na razie mogę potwierdzić tą teorię i powiem szczerze, że mi takie zachowanie Oli bardzo się podoba.
W tym tygodniu na spacery chodziłyśmy codziennie. :) To wyjątek bo zwykle obowiązki zawodowe mi na to nie pozwalają. Za każdym razem było bardzo miło. Pogoda dopisywała, Ola siedziała w wózeczku oglądając się z zaciekawieniem za każdym rowerem, samochodem, pieskiem, kotkiem, dzidzią w wózku. Ja rozkoszowałam się promieniami słońca i tym czasem - tylko dla mnie i dla niej. Nie było wigibasów, płaczu, hymnu Barcelony, ani biegu na wytrzymałość, byleby jak najszybciej być w domu. Wręcz przeciwnie - było błogo, spacerowałyśmy powoli, zatrzymując się przy każdym obiekcie, który zaciekawił moją małą podróżniczkę. Bujałyśmy się na huśtawkach, odwiedziłyśmy kaczuszki. Zabrałam nawet Olę do mojej ulubionej lodziarni, a potem siedziałyśmy sobie na ławeczce zajadając się pysznymi lodami (Ola głównie wafelkiem). Nie miałyśmy po co spieszyć się do domu.... tak było nam dobrze. Gdy znudziło nam się jeżdżenie po parku, zmieniałyśmy miejscówkę na babciny ogródek lub bibliotekę gdzie pracuje druga babcia. Te przejażdżki zeszłotygodniowe trwały po 3-4 godziny, choć dla mnie mogłyby trwać i cały dzień.... w końcu jednak trzeba było wrócić do domu, by zająć się obiadkiem, praniem, pracą.
Na ile ta zmiana zachowania mojej Fasolci jest zasługą konsekwentnego odmawiania jej noszenia na rękach, a na ile tego, że weszła w kolejny etap rozwoju - nie wiem. Cieszę się z niej ogromnie i jestem dumna, że moja córeczka jest coraz bardziej kumata i milsza "w obsłudze". Zdaję sobie sprawę z tego, że przed nami jeszcze nie jedna przeszkoda na tej wyboistej drodze wychowywania, ale jedną już pokonałyśmy, więc kolejne, jakoś mniej straszne się wydają.
Spacery są teraz dla nas radością, najlepszym sposobem na wspólne spędzanie czasu i odkrywania świata.
Ola mówi "da-da" już od jakiegoś czasu, jednak nigdy sylaby te nie były przez nią wypowiadane z taką prośbą w głosie :) Od samego rana, kiedy tylko jej główka odklei się od poduszki powtarza jak mantrę "da-da, da-da, da-da" i tak bez końca. Jak tylko widzi buty (nie ważne czy moje, czy swoje), od razu próbuje założyć je na nóżkę, albo prosi o to mnie. Po czym biegnie w nich do drzwi, albo pokazuje na okno i dalej powtarza swoje "da-da".... Ach... kocham to!!!! :)
Poniżej możecie pooglądać fotki z naszych ostatnich spacerowych wojaży:
Na ile ta zmiana zachowania mojej Fasolci jest zasługą konsekwentnego odmawiania jej noszenia na rękach, a na ile tego, że weszła w kolejny etap rozwoju - nie wiem. Cieszę się z niej ogromnie i jestem dumna, że moja córeczka jest coraz bardziej kumata i milsza "w obsłudze". Zdaję sobie sprawę z tego, że przed nami jeszcze nie jedna przeszkoda na tej wyboistej drodze wychowywania, ale jedną już pokonałyśmy, więc kolejne, jakoś mniej straszne się wydają.
Spacery są teraz dla nas radością, najlepszym sposobem na wspólne spędzanie czasu i odkrywania świata.
Ola mówi "da-da" już od jakiegoś czasu, jednak nigdy sylaby te nie były przez nią wypowiadane z taką prośbą w głosie :) Od samego rana, kiedy tylko jej główka odklei się od poduszki powtarza jak mantrę "da-da, da-da, da-da" i tak bez końca. Jak tylko widzi buty (nie ważne czy moje, czy swoje), od razu próbuje założyć je na nóżkę, albo prosi o to mnie. Po czym biegnie w nich do drzwi, albo pokazuje na okno i dalej powtarza swoje "da-da".... Ach... kocham to!!!! :)
Poniżej możecie pooglądać fotki z naszych ostatnich spacerowych wojaży:
i pomyśleć, że ten stary rowerek bez oczek podbił serce Olki.... :) |
A myślałam że po turystyce jesteś - WSTiH ?
OdpowiedzUsuńteż, ale na tym moja edukacja się nie zakończyła :) nie chciałam pisać całego CV w "o mnie" :P
UsuńOla, kocham Cię:* Nie chcesz zostać moją synową?;P
OdpowiedzUsuńkolejka kandydatów do Oleńkowej ręki jest długa jak kolejka do Harrodsa w czasie poświątecznych wyprzedaży... poza tym coś czuję, że małżonek mój tak szybko córeczki z domu nie wyda ;)
UsuńNo i masz, wszędzie schody;P
UsuńOj tak! Wiem co czułaś, gdy Ola nie chciała wysiedzieć w wózku ani chwili! My też to przechodziliśmy, ale ciut wcześniej i wiem, że to nic fajnego! Nie wiesz, czy skusić się na wyjęcie Małej z wózka, czy może jednak narazić się na spojrzenia innych no i histerię dziecka... Ja konsekwentnie wybrałam tą drugą opcję i na szczęście problem ten mamy póki co za sobą.
OdpowiedzUsuńspaniałe zdjęcia i Ola przesłodka :) Myślę, że na lato i my wyposażymy się w taki rowerek, najlepiej taki, który zastąpi także wózek, bo ręce są dwie tylko!
Pozdrawiam ciepło i miłego dnia :)
http://krainapaozji.blogspot.fr/
Dokładnie moja droga, z autopsji wiem, że konsekwencja potrafi zdziałać cuda. Co do rowerka, to my mamy do dyspozycji dwa egzemplarze kiedyś używane przez kuzynostwo Olci (jeden jeszcze czeka na skręcenie...heloł mężu!!!), więc póki co, nie ma sensu kupować.... ale podejrzewam, że wybór w modelach rowerków jest spory. Dziękujemy za miłe słowa i czekamy na zdjęcia Amelki na rowerze ;)
UsuńCudowne zdjęcia i świetny blog :) Z pewnością będziemy Was częściej odwiedzać :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie :) i zapraszam oczywiście!
UsuńNo to 1:0 dla mamy:))
OdpowiedzUsuńmecz trwa... :)
UsuńU nas zdecydowanie terror wózkowy trwa i to w najlepsze;p Majka wózek aprobuje tylko podczas drzemki, a tak to tylko na nóżkach albo na rączkach wiecznie bo inaczej ryk:/ Na szczęście nosidło aprobuje w pełni;)) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńpewnie sezon "chcę na nóżki" jeszcze przede mną.... :/
UsuńNie chcę Cię martwić, ale jeśli Twoja Mała jest choć w połowie tak buntownicza jak moja to na prawdziwą mękę przygotuj się jak będzie miała dwa lata i wpadnie w totalną histerię, bo po wyjściu z bloku pójdziecie w lewo, a nie tak jak Ona chciała w prawo. Przerabiałam już to i inne próby wymuszeń i z zazdrością patrzę na mamy, którym spacery z dziećmi sprawiają totalną frajdę. Ja już przy wyjściu zastanawiam się co mnie czeka, taka już nasza rola. ;)
OdpowiedzUsuńOj niezła z niej fochmistrzyni, także już się przygotowuję do tego buntu dwulatka... Mam nadzieję, że wyjdziemy i z tego etapu zwycięsko... :) (się pocieszam, a jak wiadomo nadzieja matką...)
Usuń