Staram się być obiektywna, szczera. Nie lubię być na pokaz, nie lubię "bo tak wypada". Pomarudzę, ponarzekam wtedy gdy się dzieje źle, gdy nie pasuje, gdy nie jest tak jak powinno. Nie wybielam, ani siebie jako matki, ani dziecka swego.
Ja nigdy nie pomyślałam, że jestem najlepszą matką, a moje dziecko jest najpiękniejsze, najsłodsze, najmądrzejsze. Widzę jego wady, bo każdy z nas je ma. Nie wstydzę się tego, że w przeciwieństwie do dzieci znajomych Ola nie korzysta z nocniczka, że psoci, że nie usiedzi w miejscu, że nie lubi nosić spineczek.
Jestem dostatecznie dowartościowana, by nie mieć ambicji posiadania najmądrzejszego dziecka na świecie. Nie chcę by Ola była Miss Świata, ani by była zawsze posłuszna. Chcę by była dzieckiem ciekawym świata, pragnącym towarzystwa, wymagającym i pytającym sto razy "a dlaczego?", któremu do szczęścia nie wystarczy odpowiedź "nie, bo nie!". Chcę by płakała gdy jej smutno i wrzeszczała z radości, gdy jest szczęśliwa. Niech nie wstydzi się wyrażania uczuć, akceptuje swe słabości i słabości innych. Niech wie, że można popełniać błędy i przepraszać za nie.
Cóż zrobić gdy zamiast złościć, bawią mnie niektóre psotne zachowania Oli. Za srogą miną skrywam śmiech, gdy ona wsadzając makaron do doniczki, każe mi zamknąć oczy (mówi "oko" i pokazuje, że mam zamknąć). Płaczę ze śmiechu, gdy niezmordowana tańczy do upadłego do piosenki z reklamy "zupy Romana".
Tak, przyznaję, miewam stany zakochania. Wtedy ironię i dystans chowam do kieszeni i patrzę na ten cud natury, który udało mi się stworzyć.
Patrze i nie mogę się nadziwić, że jej do niedawna nikomu niezrozumiały język Azteków z dnia na dzień przemienia się w poprawną polszczyznę z wyraźnym "cześć", "jeż", "szyszka", "klucze" na czele.
Zamiast oglądać ulubione seriale mogę wlepiać wzrok w nią bawiącą się lalkami, które tuli, karmi, usypia śpiewając im po cichutku "Ha aaaaa kotki trzy". A gdy nie bawi się w mamusię jest kucharką, która gotuje najsmaczniejszą zupę z kasztanów, klocków i puzzli.
Cóż zrobić gdy zamiast złościć, bawią mnie niektóre psotne zachowania Oli. Za srogą miną skrywam śmiech, gdy ona wsadzając makaron do doniczki, każe mi zamknąć oczy (mówi "oko" i pokazuje, że mam zamknąć). Płaczę ze śmiechu, gdy niezmordowana tańczy do upadłego do piosenki z reklamy "zupy Romana".
Tak, przyznaję, miewam stany zakochania. Wtedy ironię i dystans chowam do kieszeni i patrzę na ten cud natury, który udało mi się stworzyć.
Patrze i nie mogę się nadziwić, że jej do niedawna nikomu niezrozumiały język Azteków z dnia na dzień przemienia się w poprawną polszczyznę z wyraźnym "cześć", "jeż", "szyszka", "klucze" na czele.
Zamiast oglądać ulubione seriale mogę wlepiać wzrok w nią bawiącą się lalkami, które tuli, karmi, usypia śpiewając im po cichutku "Ha aaaaa kotki trzy". A gdy nie bawi się w mamusię jest kucharką, która gotuje najsmaczniejszą zupę z kasztanów, klocków i puzzli.
Raz jest rozkosznym aniołkiem, żeby za chwilę być domowym dyktatorem. To ona rozsadza nas po katach, bo dla niej siedzenie w kącie to radocha, zabawa. Nakazuje wstać mówiąc "tań", "tam", "tu". A gdy my nie wykonujemy jej poleceń próbuje zadziałać swoją najsilniejszą bronią - uśmiechem.
Są takie chwile, że mam ochotę laptopa wyrzucić przez okno, gdy po raz milionowy prosi by włączyć sobie "Kotek kłopotek" i "Animal song", a potem na przerwach w pracy nieświadomie podśpiewuję sobie pod nosem słowa jej ulubionych piosenek.
Są takie chwile, że mam ochotę laptopa wyrzucić przez okno, gdy po raz milionowy prosi by włączyć sobie "Kotek kłopotek" i "Animal song", a potem na przerwach w pracy nieświadomie podśpiewuję sobie pod nosem słowa jej ulubionych piosenek.
Uwielbiam jej miny i jej gestykulację przy próbie wytłumaczenia kotu, że nie może spać na jej książeczkach. Jestem dumna, gdy widzę jak pięknie umie się bawić z innymi dziećmi, dzielić zabawkami, jaka jest samodzielna, jak mówi "kuję" (dziękuję) kłaniając się prawie w pas.
To niesamowite, że żadna fryzjerka jak dotąd nie zrobiła mi piękniejszej fryzury od mojej córki, która to ostatnio namiętnie popołudniami czesze mnie swoim zabawkowym materiałowym POREM (cóż za wyobraźnia).
Mogłabym napisać Wam cały elaborat o tym jak uwielbiam jej pobudki słowami "cześć mama" i próby otworzenia mi oczu siłą. Mogłabym opowiedzieć Wam każdy dzień w osobnym poście, słodzić i przekonywać jak cudownie być jej matką. Nie muszę. Nie potrzebuję orderu, ani dla siebie, ani dla niej.
Moje dziecko nie jest kimś kogo można porównać, ustawić w rządku od "naj" do "naj".
Jest jedyne w swoim rodzaju, jest tak wyjątkowe jak wszystkie inne dzieci na świecie, jak to Twoje.
Nie porównuj więc,
nie oceniaj,
nie idealizuj.
To nie wstyd mieć oryginał.
Mnie spotkał zaszczyt!
Moje dziecko nie jest kimś kogo można porównać, ustawić w rządku od "naj" do "naj".
Jest jedyne w swoim rodzaju, jest tak wyjątkowe jak wszystkie inne dzieci na świecie, jak to Twoje.
Nie porównuj więc,
nie oceniaj,
nie idealizuj.
To nie wstyd mieć oryginał.
Mnie spotkał zaszczyt!
Masz zupełną rację, ja też uważam, że moja Julcia jest super dzieckiem, uwielbiam na nią ciągle patrzeć bez potrzeby chwalenia się i porównywania. Też nie lubi spinek, nie umie usiedzieć w jednym miejscu, a na nocnik jeszcze trochę za wcześnie.
OdpowiedzUsuńuwielbiam Wasz blog, pozdrawiam
Straaaasznie mi miło, że jest ktoś, kto uwielbia nasz blog :*
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam.
świetnie to opisałaś . zgadzam się z tobą w 100% :)
OdpowiedzUsuńi to się nazywa zdrowe podejscie do macierzyństw ai wychowania.
OdpowiedzUsuńduma mnie rozpiera przyjaciolko z piaskownicy ,ze jestes tak swiadoma mama,zdrowo podchodzaca do macierzynstwa,buziaki
OdpowiedzUsuńwybacz ,ze tak smiesznie pisze ,ale nie mam polskiej klawiatury
OdpowiedzUsuńMiło mi Moniko, że tak pochlebnie o mnie myślisz. Staram się zdrowo podchodzić do kwestii wychowania nie tylko w teorii, ale też w praktyce. Mam nadzieję, że mi to wychodzi i że mój matczyny instynkt nigdy mnie nie zawiedzie... ;)
Usuńnajlepszy post o miłości do dziecka! Zwyczajny, bez debilnych zdrobnień i bez przesady. Czuć uczucie i normalność.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się moja grafomania podoba ;)
UsuńZgadzam się z takim myśleniem, podejściem do macierzyństwa ;) Wiele już zostało tu napisane, więc nie chcę się powtarzać. Mój synek nie musi się nikomu podobać, nie zaczął chodzić tak jak jest napisane w podręczniku, nie potrafi nadal jeść sam, siusia w pieluszkę... dla mnie jest jednak idealny taki jaki jest! :)
OdpowiedzUsuńAż miło się czyta, opisałaś to przepiękniei prawdziwie!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńZgadzam się z Pani zdaniem. W środowisku mam niejednokrotnie odczuwałam cichą rywalizację. Wiać ją także u mam bloggerek. Nieustanne przechwałki i wyścig szczurów, a raczej mam, niestety.
OdpowiedzUsuń