28 lipca 2013

Gorąca


Matka pozazdrościła pogodzie - też zapragnęła być tropikalna i gorąca. Teraz bucha żarem nie tylko zza okna, ale też z mojego czoła. Jest tego jedna zaleta: przy takim upale temperatura ciała prawie zrównała się z temperaturą otoczenia, więc nie groźne mi dreszcze ;)



A tak serio, rozchorowałam się na całego. Jakieś niezidentyfikowane wirusisko zaatakowało najpierw Olę, potem męża mego, a następnie dopadło i mnie. Ten drobnoustrój sprawił, że czuję się jakby ktoś potraktował moje mięśnie i kości pałką od bejsbola. Poza tym mam wrażenie, że na głowie noszę 10 kilowy kamlot, a w gardle utknęła mi śląska kluska. Dziś rano nasze termometry (ten zewnętrzny, jak i ten medyczny) pokazywały około 38 stopni C. Także łatwo się domyśleć, że czuję się klawo...
Szczęście w nieszczęściu, że choróbsko to przytrafiło mi się dopiero w niedzielę. Zdążyliśmy wykorzystać intensywnie sobotę i mogliśmy bez przeszkód pojawić się na kinderbalu dwóch małych bliźniaków-przystojniaków: Aleksa i Remiego. Opowiadać mogłabym długo o tym jak się tam Ola wyszalała, jak wycałowała każdego chłopczyka, który tylko jej się nawinął. Do tego tak brudnych nóg i rączek już długo nie miała. Robienie babek, sypanie piaskiem i łażenie na boso pozostawiło swój ślad na jej ciele w postaci grubej warstwy kurzu.
Dziś mieliśmy w planie wycieczkę nad jezioro (wiadomo gdzie). Z powodu mojego złego samopoczucia byliśmy blisko odwołania naszych planów, ale kochany mąż postanowił pojechać do apteki po Aspiryn Complex, który to zazwyczaj daje ukojenie mojemu obolałemu i rozgrzanemu ciału. Tym razem też pomógł, lecz niestety chwilowo.. W związku z tym, że nie uśmiechało mi się spędzenie samotnie w domu najcieplejszego dnia w tym roku postanowiłam, że równie dobrze mogę umierać z bólu na leżaku w cieniu drzew, a w opiece nad Olą pomogą nam dziadkowie.
Dziś kiedy ja zdychałam pod KOCEM w domku przysypiając z powodu rosnącej gorączki Olą zajmowali się na zmianę moi rodzice, kuzynka, brat lub Mateusz. I dogorywając w ciszy i spokoju zdałam sobie sprawę z mojego losu okrutnego i z tego, że jutro przez 3/4 dnia sama i bez niczyjej pomocy będę musiała zapanować nad tym małym szkrabem. Nie wiem jak ja to zrobię, ale wiem, że bycie chorującą matką nie jest łatwe i nie do tej pory nie musiał sobie nawet tego wyobrażać. Teraz mam przed oczami Olę skaczącą jutro po mojej obolałej głowie i pragnącą pobawić się ze mną, potańczyć, pośpiewać, powygłupiać... Czy to będzie koszmaros, okaże się jutro. Ale jeśli nie dam rady to jutro zawijam manele i zwalam się kochanym rodzicom na ich kochane głowy... Tymczasem muszę zażyć kolejną dawkę mojej aspirynki i idę się rehabilitować w pozycji horyzontalnej u boku pilota do tv i troskliwego męża.

A Wy jaki macie sposób na opiekę nad dzieckiem w trakcie swojego chorowania? Będę wdzięczna za podpowiedzi... 



Jeśli spodobało Ci się u mnie i chcesz szybciej wiedzieć co się u nas ciekawego dzieje zapraszam do polubienia mojego profilu na Facebooku. 


Mała dawka zdjęć z pobytu w Janinie na kinderbalu:











5 komentarzy:

  1. Piękne focie;) FB już lubimy,dlatego cały czas jesteśmy na bieżąco ;)Kuruj się kochana i wracaj szybko do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że lubicie :) Kuruję się, ale na razie choróbsko nie odpuszcza... :/

      Usuń
  2. Wracaj szybko do zdrowia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie:( Mam nadzieję że to choróbsko was szybko opuści. Ola jak zwykle cudnie powychodziła na zdjęciach. najlepiej zorganizować Oli mega spacery z atrakcjami żeby mama mogła w domu poleżeć i pokurować się:))

    OdpowiedzUsuń
  4. córka śliczna! i mój synek ma taki sam kapelutek :)
    zdrówka bardzo dużo życzę!

    miałam anginę jakieś dwa miesiące temu. na szczęście niektórymi popołudniami moja mama się zjawiała i trochę odciążała. rano był eM a jak byłam sama to hmmm... łykałam tabletki od bólu i gorączki (ibum forte) i nie było wyjścia dawałam sobie radę. i ty też dasz sobie radę - jesteś mamą - nie masz wyjścia ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.