20 września 2013

Matka w Krakowie

Od mojego pobytu w Krakowie i Spotkaniu Mam Blogerek minęły już prawie dwa tygodnie, a ja w ciąż mam w pamięci ten czas. To nie był zwykły wyjazd, to nie był zwykły weekend spędzony poza domem. To było szaleństwo, to był spontan którego nie doświadczyłam od kilku lat. Chwila oddechu od macierzyńskich obowiązków, czas dla siebie, przyjaciółki, czas na relaks.


Nie od razu wiedziałam jak będzie wyglądał ten wyjazd. Po moim krótkim namyśle, czy targać ze sobą do Krakowa całą rodzinę i jakim środkiem transportu to zrobić, zdecydowałam. To znaczy w sumie trochę pomógł mi zdecydować zdrowy rozsądek, mąż i stan mojego konta. Wybór padł na Polskiego Busa i przyjaciółkę w roli towarzyszki. Podróż wyszła nas dwa razy taniej niż PKP, a komfort i czas jazdy porównywalne.

Jeszcze przed naszą wyprawą (bo tak to w sumie można nazwać) jak i po naszym powrocie kilka znajomych osób zapytał:

Czy warto spędzić 20 godzin w podróży (i pokonać 1200 km), żeby przespać się w Krakowie? 
Nie powiem, podróż choć nie była koszmarem, do najprzyjemniejszych nie należała. Polski Bus zafundował nam zdrętwiałe tyłki i bóle szyi, a w ramach pocieszenia mogłyśmy korzystać z darmowego WiFi i czystej toalety (tzn. czysta była do Łodzi, potem tak jak w PKP). Nie żebym narzekała. Komfort jazdy był na prawdę nie najgorszy, do tego bezpieczny (każde miejsce wyposażone w pasy bezpieczeństwa!), ale dziesięć godzin siedzenia na czterech literach i spania z głową na szybie lub ramieniu Magdy (przepraszam Kochana ;*) sprawiło, że skutecznie mnie powykręcało. Do tego powrotną drogę skutecznie "umilił" mi masakryczny ból głowy. Ale Kraków był tego warty!

Czym oczarował mnie Kraków?
Po tych długich 10 godzinach szczęśliwie dotarłyśmy na miejsce (dzięki Ci Boże, za WiFi i Magdę). Ponieważ na miejscu byłyśmy o 9:30 i do spotkania Mam Blogerek nie zostało zbyt wiele czasu postanowiłyśmy do hostelu dojechać taksówką. Wiózł nas bardzo miły Pan taksówkarz, którego uświadomiłyśmy, że Starogard Gdański to nie to samo co Stargard Szczeciński i że Kazik Deyna to był  nasz ziomek. Jechałam i podziwiałam widoki za oknem. Pan kierowca pokazał to co warte zobaczenia. Kasy z nas nie zdarł, bo jak się okazało z dworca na Rynek Główny było blisko. 
Wysiadłyśmy na ul. Grodzkiej. Kilka kroków i już byłyśmy na miejscu. Gdy zobaczyłam Sukiennice, Kościół Mariacki i te piękne stare kamienice dech mi zaparło. W sumie zawsze tak mam jak pierwszy raz na żywo widzę miejsce, które dotąd znałam z telewizji, zdjęć czy opowiadań. Krakowskie Stare Miasto robi jednak wielkie wrażenie. 
Pogoda nam dopisała, więc mogłyśmy chodzić, chodzić, chodzić, podziwiać i narobić sobie odcisków.
W sumie, dzięki temu, że udało nam się zakwaterować na samym Rynku Głównym z widokiem na Sukiennice właściwie nie musiałybyśmy wychodzić z hostelu, żeby cieszyć oko Starym Miastem i wysłuchać hejnału. My chciałyśmy jednak  pooddychać tym nadwiślańskim powietrzem i nacieszyć się świecącym nad Krakowem słońcem. 

Czym mnie Kraków zdziwił/rozczarował?
Rozczarował mnie smok... Jakiś taki kiepściutki. Ja rozumiem, że to tylko symbol, ale spodziewałam się, że ten ogień, którym zionie, będzie trochę bardziej widowiskowy. Poszłyśmy fotę strzelić, czekamy, czekamy, czekamy. Coś tam buczeć zaczyna. Buczy i wyje. Spodziewam się wybuchu, który wywoła okrzyk podniecenia wśród obserwatorów. A tu... lipa! Pojawia się ogień niewiele większy od tego w zapalniczce. :/
Poza tym, więcej wad w czasie swojego krótkiego 24 godzinnego pobytu nie zaobserwowałam. 

Może jeszcze coś w kwestii dziwów. Bardzo zdziwili mnie (aczkolwiek pozytywnie) ludzie, którzy przychodzili do klubu, do którego wybrałyśmy się wieczorem na lampkę wina. No toż, do licha. W tym Krakowie wszyscy tańczą jakby byli finalistami "Tańca z gwiazdami" i "You Can Dance", a jednocześnie absolwentami szkoły baletowej. Ja się pytam, gdzie Ci ludzie się tak tańczyć nauczyli? Ja tam dwóch lewych nie mam i wywijać też potrafię, ale przy tych wszystkich tancerzach wstyd mi było mały palec od nogi postawić na parkiecie. Dodam, że zjawisko to dotyczyło nie tylko młodzieży. 

Czy czułam się wyrodną matką wyjeżdżając na cały weekend?
A czy ktoś zadaje to pytanie ojcom, kiedy oni wyjeżdżają z kumplami np. na koncert, wieczór kawalerski czy wherever? No właśnie, nie! 
Już się jakoś przyzwyczaiłam, że społeczeństwo od matek wymaga znacznie więcej, tylko dlatego, że to one rodziły. Tak jakby w zadośćuczynieniu po porodzie i 9 miesiącach noszenia słodkich kilogramów pod swym sercem, znoszeniu mdłości, zgagi itp. nie mógł przysługiwać nam chociaż jeden taki weekend w roku i jeden wolny wieczór w miesiącu. Czy to wiele? Czy to haniebne robić sobie weekendowe wycieczki z kumpelką? 
Nie uważam. Wręcz przeciwnie, czuję, że ten wyjazd mi się należał. Czasem dobrze jest odpocząć, zatęsknić. To naprawdę sprzyja zachowaniu zdrowia psychicznego, świeżego spojrzenia na wiele spraw, docenienia bycia matka. Nawet jeśli Twoje dziecko jest jakimś dziwnym trafem idealne (moje z całą pewnością takie nie jest) i swoim zachowaniem nie denerwuje Cię ani ociupinkę, to jednak codzienne obowiązki i ich monotonia potrafią zdrowo wymęczyć. 
Taka odskocznia, chociażby w postaci kawki z przyjaciółką jest jak odżywcza bryza na styrane matczyne czoło. Zapewniam Was drogie Matki, że takie chwilowe rozłąki służą zarówno związkom partnerskim jak i macierzyństwu. 

Czy tęskniłam za Olą?
Odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Tęskniłam już jak wychodziłam z domu. Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy nie rozpakować torby i zrezygnować z wyjazdu. Pojechałam, a potem tęskniłam jeszcze milion razy. Najbardziej chyba na spotkaniu Mam... Właściwie prawie wszystkie były z dzieckiem. Jak zobaczyłam te maluszki i ich mamusie, zrobiło mi się przykro. Nawet łezka w oku się zakręciła... ale potem przypomniałam sobie sens mojego wyjazdu. 
Po powrocie byłam tak spragniona bliskości, towarzystwa i zabaw z Olą, że najchętniej zwolniłabym się z pracy, bylebym tylko mogła oglądać z nią MiniMini, szorować plamy po obiadkach i bez końca tańczyć kółko graniaste. 


Tak, zakochałam się w Krakowie, jego Starym Rynku, pięknych uliczkach, klimacie, ludziach.... Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. I chociaż nie poznałam go dobrze, wiem, że chcę tam wrócić, chcę zobaczyć jeszcze raz i poświęcić mu więcej czasu.
Obawiam się trochę, że na to gorące uczucie, którym obdarzyłam to miasto nie mały wpływ miał fakt, że był to wyjazd samotny (czyt. bez rodziny). Czy inną laurkę wystawiłabym, gdybym w Krakowie była rodzinnie, z dzieckiem, wózkiem i manelami?
Tego nie wiem, ale zaręczam Was, że nie omieszkam tego sprawdzić. Jak tylko Olka troszkę podrośnie wybierzemy się tam całą trójką. 

Dzięki mojej niezawodnej Xperii i jej aparatowi mogliście już oglądać relacji live na blogu, teraz jednak zapraszam na fotorelację zrobioną starym zacnym Nikosiem:
































 









Dla Mam/ studentek/ uczennic mających ochotę na weekend w Krakowie informacje odnośnie ceny takiego wyjazdu:

bilet Gdańsk-Kraków i Kraków-Gdańsk:  ok 120 zł (Polski Bus)
jeden nocleg w dwuosobowym pokoju Cracow Hostel na Rynku Głównym: 85 zł (od osoby) 
obiad wraz z napojem w dobrej restauracji na Starym Mieście: ok. 50 zł 
taxi z dworca PKS na Rynek: 15 zł
drewniana babka: ok. 15 zł
obwarzanki: 1,5 -5 zł

Oczywiście, że za obiad można zapłacić mniej, stołując się chociażby w znajdującym się nieopodal Rynku barze mlecznym, gdzie ceny oscylują w granicach kilka-kilkanaście złotych. Można też najeść się w fast foodach, których też w tej okolicy nie brakuje. Jednak w związku z tym, że my w Krakowie planowałyśmy spędzić tylko jeden dzień i jedną noc, na noclegu i jedzeniu nie chciałyśmy zbytnio oszczędzać. W końcu skoro miałyśmy tylko 24 godziny na kolekcjonowanie wspomnień, chciałyśmy aby były możliwie jak najlepsze.

Plan na następną wizytę:
* podziemia Starego Miasta
* Kazimierz
* Planty
* Muzeum Czartoryskich
* Kopiec Kościuszki

15 komentarzy:

  1. ...i chyba takimi były :) Czasem warto znaleźć kilka chwil dla siebie, a rodzina na tym tylko korzysta, bo wracamy stęsknione ale i pełne pomysłów oraz energii. Fotorelacja swiadczy o tym, że wyjazd był cudny. Kraków znam słabo, a chyba szkoda...Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na takiego spontana to bym nad morze pojechała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zachęcam :)
      Ja akurat nad morze za daleko nie mam.... Kraków był lepszą opcją na ucieczkę. ;)

      Usuń
  3. super się Ciebie czyta :) przeczytałam jednym tchem :) a co do spontana to ja też takiego zaliczyłam ale nad morze :):) pochodzę spod Krakowa, w Krakowie mieszkałam 3 lata więc mi się przejadł i dla mnie morze było idealną odskocznią :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak Kraków piękne miasto choć widziałam je pierwszy raz na żywo jakieś 2 lata temu i tylko przez niespełna 2 godzinki :( Ze Starogardu jakieś 9 godzin jazdy samochodem, załatwienie ważnej sprawy, jakieś 1,5 godzinki na zwiedzanie i potem znów 9 godzin jazdy z powrotem do domku... Jazda okropnie męcząca, ale warto było ;) Szkoda ogromna, że tak daleko nam do Krakowa, z wielką przyjemnością wróciłabym tam jeszcze na takie prawdziwe zwiedzanie...

    OdpowiedzUsuń
  5. przez prawie rok mieszkałam niecałe 100km od Krakowa... zawsze Mi było za daleko i ostatecznie nie pojechałam, choć nie raz marzyłam... :(
    Byłam w Krakowie jako dziecko, na wycieczce, w podstawówce.
    i wspomnienia mam bardzo podobne do Twoich, chociaż było to prawie, że 100 lat temu :P

    obiecałam sobie, że w przyszłym roku nie podaruję i jak będziemy w odwiedzinach u ojca chrzestengo Kornelii [na śląsku, w Gliwicach], pojedziemy też na weekend do Krakowa :)

    jak widać, łatwiej i szybciej wybrać się tam z północy niż z południa Polski :P

    pozdrawiam!

    P.S. piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niecale 100km i za daleko? :o
      Ja od Oswiecimia mam ponad 50km a bywalam prawie co weekend :D

      Usuń
    2. te "za daleko" to była metafora :P

      byłam w ciąży, a że miałam ciążę dosyć "ciężką", to tak zawsze jakoś było milion wymówek, zeby jednak sie nie ruszać z domu...

      Usuń
  6. Super to opisałaś.
    Ja osobiście uwielbiam Kraków, mogłabym tam z pewnością zamieszkać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dziękuję
      Kraków to naprawdę piękne miasto. Nie wiem, czy mogłabym tam zamieszkać, ale z pewnością chciałabym je odwiedzać.

      Usuń
  7. Kocham Krakow.
    Zdecydowanie nr 1 na mojej liscie - Miasta ktore trzeba odwiedzic.
    Paru Wlochow, Wloszek juz tam "zaciagnelam" kazdy byl zachwycony (nie mialam ku temu zadnych watpliwosci).
    Opis swietny - masz talent!
    Pozdrawiam i buziaka zostawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytając każdy to nowy wpis ze SMB czekam na kolejne, marząc by się dostać i móc Was wszystkie poznać na żywo !
    Marzę też, by W. poznała nowe koleżanki, by od małego wiedziała, że nie ograniczają ją granice administracyjne miasta (mieściny raczej...)

    A Matce jak każdemu - wolno czasem mieć chwilę dla siebie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie przedstawiłaś Kraków na swoich zdjęciach... Ja ostatnio byłam tam kilkanaście lat temu na wycieczce ośmioklasistów i po Twojej relacji zapragnęłam tam wrócić :) Może na kolejne SMB?! ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Obiecałam skomentować, ale najpierw brakowało mi czasu, a potem pomysłu... Nadal niestety nie wiem co napisać, bo tak właściwie nie da się opisać tych emocji :) Było cudownie i nie wierzyłam do końca, że się uda, bo dawno z Gosią nie spędziłam weekendu! Miło było połączyć spotkanie Mam, zwiedzanie, imprezowanie i plotkowanie z kumpelką :D Taki wypad jest potrzebny nie tylko, by wzmocnić relacje z mężem, dzieckiem, ale i przyjaciółką o!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.