Afera tu, afera tam!
Ostatnio mam nieodparte wrażenie, że na na blogach (tych khykhy parentingowych) trwa wojna. Wymiana ognia jest ostra. Mamuśki i czytelnicy zawzięcie próbują dowieść swoich racji, trwa dzielenie na obozy. Wchodzę na Fejsa, a tam istne pole bitwy. Jeden przeciw drugiemu.
Jak tak dalej pójdzie to przyrzekam, że niedługo zacznę do kompa siadać ubrana w hełmofon i gumacze. Szlamu tuuuuuu.... po pachy i jak Olcie kocham, że niedługo przerzucę się na czytanie szafiarek i blogów o podlewaniu roślin doniczkowych.
Także ten tego. Zważywszy na to, że post z aferą jest ostatnio numero uno na blogerskiej liście - "jak zrobić sobie fejm i zwiększyć liczbę odsłon" pokusiłam się nań i ja.
Dziwicie się? A co, ja też chcę sobie nabić wyświetleń, też chcę uszczknąć kawałeczka sławy z tego wielkiego tortu zwanego blogosferą. Tortu, który pod grubą warstwą różowego lukru skrywa w sobie ferment i pomyje. Ale przez szacunek do Was (niezainteresowanych sprawą wojenek) wdawać się w szczegóły nie będę.
Nie trzeba posiadać dyplomów z socjologii, psychologii i marketingu jednocześnie, żeby wiedzieć, że ludzie kochają afery. Kochają je jak nic innego. Ubóstwiają jak się coś dzieje. Nie ma nic ciekawszego od konfliktów, zdrad, pomówień, ludzkich tragedii...
O tym chętnie posłuchamy, chętnie poczytamy, a inni chętnie napiszą, wiedząc jaki branie maja takie newsy. Wystarczy przypomnieć sobie jak długo w mediach wałkowano sprawę Smoleńska albo zbrodni popełnionej przez mamę Madzi. Ważniejsze, ciekawsze lub pozytywne tematy niezauważone prześlizgiwały się obok.
Nie przechodzimy obojętnie obok newsów mówiących o ludzkich tragediach, a guzik obchodzi nas informacja o tym, że ktoś zrobił komuś dobry uczynek. Afery, plotki i skandale budzą w nas zwierzęce instynkty. Albo rzucamy się na ofiarę jak hiena na padlinę, albo stajemy się jej heroicznym obrońcą. Każdy ma swoje racje, swój punkt widzenia i tego broni do ostatniego tchu. Taka już widocznie ludzka natura.
Po tym jakże długim i przynudnym początku, czas na moją AFERĘ ;). Mam nadzieję, że palą Was już policzki z podniecenia, bo będzie się działo.... :)
Zaparkowałam dziś samochód na parkingu przed apteką... równolegle (tu poproszę brawa ;) ) tuż za autem przede mną, bliziutko, żeby zmieścić mogli się też inni. Wysiadłam z samochodu i poczłapałam w kierunku parkomatu. Zapłaciłam, wracam do auta, żeby bilecik za szybą zostawić i słyszę z ust "miłego" Pana:
- Co za babsztyl durny! Więcej miejsca nie mogła już zająć? Kto ją parkować uczył? - prawie zadyszki dostał podczas wyszczekiwania tych słów i niewiele brakowało, a piana z ust na chodnik by pokapała.
Nie przechodzimy obojętnie obok newsów mówiących o ludzkich tragediach, a guzik obchodzi nas informacja o tym, że ktoś zrobił komuś dobry uczynek. Afery, plotki i skandale budzą w nas zwierzęce instynkty. Albo rzucamy się na ofiarę jak hiena na padlinę, albo stajemy się jej heroicznym obrońcą. Każdy ma swoje racje, swój punkt widzenia i tego broni do ostatniego tchu. Taka już widocznie ludzka natura.
Po tym jakże długim i przynudnym początku, czas na moją AFERĘ ;). Mam nadzieję, że palą Was już policzki z podniecenia, bo będzie się działo.... :)
Zaparkowałam dziś samochód na parkingu przed apteką... równolegle (tu poproszę brawa ;) ) tuż za autem przede mną, bliziutko, żeby zmieścić mogli się też inni. Wysiadłam z samochodu i poczłapałam w kierunku parkomatu. Zapłaciłam, wracam do auta, żeby bilecik za szybą zostawić i słyszę z ust "miłego" Pana:
- Co za babsztyl durny! Więcej miejsca nie mogła już zająć? Kto ją parkować uczył? - prawie zadyszki dostał podczas wyszczekiwania tych słów i niewiele brakowało, a piana z ust na chodnik by pokapała.
Oczywiście okazało się, że samochód, który stał przede mną zdążył odjechać, a za moim autem zaparkował ten jegomość, co to kwestionował mój talent kierowcy-rajdowcy i zdolności dydaktyczne moich instruktorów.
Nie powiem miałam ochotę wejść chwilę w dialog z Panem. Wytłumaczyć się, uświadomić, że to nie tak, że się myli, że bez sensu na mnie napadł. Korciło mnie, by powiedzieć mu, co ja myślę o takich osobnikach, co nie znając do końca sytuacji oceniają ludzi. Wiedziałam jednak, że on na to tylko czeka, tego szuka. Musiał mieć swoje powody, żeby tak naskoczyć na mnie. Może żona skarpety nie zacerowała, nie zdążył kawki wypić przed wyjściem z domu. W końcu ktoś musiał mu podnieść ciśnienie. I napatoczyłam się JA.
Chwilę w głowie ważyłam słowa, aż w końcu doszłam do wniosku, że nie miałam ochoty psuć sobie reszty dnia.
- Dzień dobry, miłego Dnia Panu życzę- pewnym głosem z uśmiechem na ustach odpowiedziałam Panu.
Możecie wierzyć, bądź nie, ale faceta na dłuższą chwilę zatkało. Spodziewał się ataku. Baaa, on nawet chyba tego chciał przez chwilę. Może nawet pomyślał, że mam nie równo pod sufitem, albo nie usłyszałam tego co do mnie mówił.
Nie istotne. Widziałam, że zrobiło mu się chyba strasznie głupio. Spojrzał na mnie odchodzącą z uśmiechem na ustach w stronę apteki i rzucił w moją stronę niepewne "na wzajem".
Niestety przeze mnie Pan musiał zafundować sobie mocną kawę. Ciśnienia mu nie podniosłam.
Może postąpiłam bezsensu nie broniąc się, może niektórzy uznają, że stchórzyłam. W końcu powinnam mieć własne zdanie i bronić swej godności.
Dla mnie w tym momencie najważniejszy był fakt, że nie zepsułam sobie dnia.
Niech dzień życzliwości będzie z Wami codziennie!
P.S. przepraszam tych, którzy poza ironią spodziewali się w tym poście jadu, krwi i skakania sobie do gardeł....
obiecuję, że następnym razem się poprawię ;)
Nie powiem miałam ochotę wejść chwilę w dialog z Panem. Wytłumaczyć się, uświadomić, że to nie tak, że się myli, że bez sensu na mnie napadł. Korciło mnie, by powiedzieć mu, co ja myślę o takich osobnikach, co nie znając do końca sytuacji oceniają ludzi. Wiedziałam jednak, że on na to tylko czeka, tego szuka. Musiał mieć swoje powody, żeby tak naskoczyć na mnie. Może żona skarpety nie zacerowała, nie zdążył kawki wypić przed wyjściem z domu. W końcu ktoś musiał mu podnieść ciśnienie. I napatoczyłam się JA.
Chwilę w głowie ważyłam słowa, aż w końcu doszłam do wniosku, że nie miałam ochoty psuć sobie reszty dnia.
- Dzień dobry, miłego Dnia Panu życzę- pewnym głosem z uśmiechem na ustach odpowiedziałam Panu.
Możecie wierzyć, bądź nie, ale faceta na dłuższą chwilę zatkało. Spodziewał się ataku. Baaa, on nawet chyba tego chciał przez chwilę. Może nawet pomyślał, że mam nie równo pod sufitem, albo nie usłyszałam tego co do mnie mówił.
Nie istotne. Widziałam, że zrobiło mu się chyba strasznie głupio. Spojrzał na mnie odchodzącą z uśmiechem na ustach w stronę apteki i rzucił w moją stronę niepewne "na wzajem".
Niestety przeze mnie Pan musiał zafundować sobie mocną kawę. Ciśnienia mu nie podniosłam.
Może postąpiłam bezsensu nie broniąc się, może niektórzy uznają, że stchórzyłam. W końcu powinnam mieć własne zdanie i bronić swej godności.
Dla mnie w tym momencie najważniejszy był fakt, że nie zepsułam sobie dnia.
Niech dzień życzliwości będzie z Wami codziennie!
P.S. przepraszam tych, którzy poza ironią spodziewali się w tym poście jadu, krwi i skakania sobie do gardeł....
obiecuję, że następnym razem się poprawię ;)
Dobrze prawisz. Intrygi i afery gonią jedna za drugą. My jednak trzymamy się z dala od nich, wolimy zostać w naszych skromnych czterech ścianach blogowych, w ciszy i spokoju :)
OdpowiedzUsuńCo do Twojej "przygody", to nie rozumiem o co pan się pluł. Pewnie tylko dlatego, że zobaczył, że kobieta kierowała to musiał zaspokoić swoje męskie ego ;) Dobrze mu odpowiedziałaś :)
Kochana on się czepiał mnie, bo myślał że stanęłam sobie na środku parkingu, mając z przodu dużo wolnego miejsca. Nie widział, że wcześmniej przede mną staną samochód.... :)
UsuńA te afery chwilami naprawdę obrzydzają mi blogowanie. :/
To sie ceni....ja gdyby ten pan trafil na moj diabelski dzien nie pochamowalabym sie....
OdpowiedzUsuńJestem jedza....szacuneczek"
hihi cudnie :) i to właśnie jest odwaga .....bycie pozytywnym nie jest łatwe
OdpowiedzUsuńPS: niunia boskiego focha strzeliła ....
:) Dzięki za komentarz!
UsuńJednak jak widać nie każdy tak uważa i ma do tego prawo.
A ja uważam, że Twoje zachowanie było głupie - tak właśnie zachowują się tchórze. Trzeba bronić swojego zdania i swojego honoru. Nikt nie zrobi tego za nas!
OdpowiedzUsuńMasz prawo tak myśleć. Konstruktywna dyskusja jest czasem konieczna. Niestety zbyt często kończy się ona zwykłą pyskówką i wymianą inwektyw. Szkoda życia, szkoda nerwów.
UsuńMiłego dnia!
A moim zdaniem bardzo dobrze zrobilas - szoda czasem naszych nerwow na glupie psykowki :) po co sobie psuć dzień? :)
UsuńA co do afer w blogosferze to ja tez mam ich powyzej uszu :)
ejjjj. serio liczyłam na jakieś skakanie do gardeł! :(
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że się zawiodłaś ;)
Usuńidealne, zdrowe podejście do niezdrowej sytuacji ;) Brak słów na takie chamstwo! ale właśnie twoje słowa na pewno dadzą mu dużo do myślenia. Mieszkam w UK i tutaj takich zachowań jest zdecydowanie mniej, ale kiedy przyjeżdżam do kraju szybko rodacy przypominają mi o swojej " życzliwości " ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci za ten post. Płynie z niego ogromna nauka i bardzo dobrze, że poruszasz takie tematy, które są nieodłączną częścią codziennego dnia. I masz rację- czasem warto pokazać komuś, że jest się od niego odrobinę mądrzejszym i lepiej na tym wyjdziemy:)) Pozdrawiam. Piękne zdjęcia Oli:)
OdpowiedzUsuńAfery były, są i będą:)
OdpowiedzUsuńPewnie tak, jednak zawsze możemy robić wszystko by nie było ich w naszym życiu. Ja osobiście chcę się trzymać od nich jak najdalej.
UsuńSzacun dla Ciebie za odpowiedź do jegomościa ;)
OdpowiedzUsuńHahaha :) Super rozwiązałaś sprawę, tytułem pokusiłaś i afera była, a jakże :D
OdpowiedzUsuńJa afer staram się unikać. Nie chcę psuć sobie humoru a o moje ciśnienie doskonale dba kawa i Hopp Cola :D
Ale ja tu tak trochę z innej beczki chciałam. Zapraszam do zabawy - zostałaś oficjalnie wezwana do tablicy (jak masz ochotę oczywiście). Zapraszam http://kropleszczescia.blogspot.com/2013/11/the-versatile-blogger.html