7 stycznia 2014

Lubię, kiedy niedziela wypada w poniedziałek


Z wzajemnością nie lubię poniedziałków. Sądzę, że gdyby miała w końcu nadejść wyczekiwana apokalipsa, to tym sądnym dniem byłby właśnie poniedziałek. Ten dzień tygodnia przeklęłam jeszcze za czasów szkolnych, bo jak na złość to właśnie ten dzień rozpoczynał tygodniową harówkę. Później też nie było lepiej. Na studiach dziesięciogodzinny maraton wykładów, w pracy w banku w poniedziałek przychodzili sami wariaci (czyt. trudni klienci lub klienci z problemami natury psychicznej). Teraz też dzień ten wydaje się jakoś dziwnie cięższy niż pozostałe dni tygodnia. W sumie to tak nie lubię tego poniedziałku, że czasem aż mi go żal. Od czasu do czasu zdarzy się jednak cud i poniedziałek jest Świętem.


A takie poniedziałki to ja mogę mieć nawet dwa razy w tygodniu. Powolne (i wolne) niczym niedziela, rozpoczęte leniwym porankiem i czekającą kawą w ulubionym kubku (fajnego mam męża, wiecie?). A po kawce wygrzewanie się pod kołdrą do 11:00, wspólne śniadanie zjedzone bez pośpiechu i to pozorne nic "nierobienie" cały dzień. Pozorne, bo tak na prawdę takie dni są wypełnione po brzegi miłymi czynnościami.

Ola skuszona przez huśtawkę wiszącą na drzewie przed domem, którą wprawiał w ruch delikatny wiaterek, wyciągnęła nas na podwórko. Żal kisić się w czterech ścianach gdy na dworze świeci słońce, a ogród zielony jakby wiosna nadejść zaraz miała. Nawet moja ukochana choinka dzielnie stojąca w domu jakoś nie współgra mi już z tym klimatem zza okna. Ale nie myślcie, że piszę to by się żalić. Przyjemna pogoda w połączeniu z wolnym dzień i możliwością bycia razem daje mi więcej energii niż tabliczka czekolady i pięć dużych espresso razem wziętych.
Ach, jak mi czasem potrzeba takich dni kiedy słowa: "trzeba", "muszę", "powinnam" używam ewentualnie w kontekście zmiany pieluchy naszej robiącej w galoty córce.

Co niektórzy pewnie się teraz dziwią, jak możliwe jest takie leniuchowanie z niespełna dwulatką u boku?
A no, wystarczy jeden kochający mężczyzna, posiadający tą deficytową umiejętność rozumienia potrzeb swej kobiety i jedno (dość)grzeczne dziecko, które jest aniołem wtedy, gdy ma oboje rodziców cały dzień tylko dla siebie.

A Wam fundują panowie takie "wolne", podają kawkę do łóżka? Czy tylko ja mam takie luksusy i to w poniedziałki? ;)




Kotka Nela też nam towarzyszyła :) Bo my się nie ruszamy bez kota nawet do spożywczaka.






P.S. Mężu mój ostatnio jakby załapał bakcyla i zainteresował się naszym aparatem fotograficznym.
Już raz mogliście pooglądać zrobione przez niego fotki w notce: Taka sytuacja. Całkiem nieźle mu to wychodzi i jak się chłopina tym pstrykaniem trochę bardziej zauroczy to może jeszcze zostanie moim osobistym fotografem i będziecie mogli częściej zobaczyć mnie tutaj :)

6 komentarzy:

  1. fajne fotki, lubię tu zaglądać :)
    Pozdrawiam, Martyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, kto nie lubi jak tak wypada :)
    Śliczne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do tej całej apokalipsy to mam podobnie. Nie ma lepszego dnia, na taką okoliczność, niż poniedziałek... Choć w ty tygodniu akurat padło na wtorek:p

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nauczyłam się lubić poniedziałki, bo przecież są bogu ducha winne, że są po niedzieli :D gdyby zaczynało się pracę we wtorek, to nieznosilibyśmy wtorków:)) w każdym razie zdjęcia bardzo fajne, a męża ja też mam tak wspaniałego:)))

    a przy okazji pozwolę sobie zaprosić na konkurs z nagrodą na Dni Babci i Dziadka, kto wie, może sesja zdjęciowa przypadnie do gustu:))

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja mam też kochanego męża :) Słowa złego powiedzieć na Niego nie mogę, choć czasami mówię ;) Śliczne fotki. Pozdrawiam, Mama A.

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.