Nowy rok dla większości z nas jest okazją do podsumowań, snucia planów, spisywania postanowień oceny tego co za nami. Dobre to, czy głupie? Nie wiem. Wiem, że zdejmując ze ściany nieaktualny już kalendarz można uświadomić sobie szybkość upływającego czasu. Jak to? Już koniec, przecież dopiero niedawno odrywałam od niego pierwszą kartkę. To zawsze zmusza mnie do myślenia, o tym co już należy do przeszłości. Czy było tak jak sobie zakładałam rok temu, co bym zmieniła, zrobiła inaczej, czy było warto...
Miniony rok był dla nas całkiem udany. Skłamałabym pisząc inaczej, bo były gorsze, dużo gorsze. W ciągu tych dwunastu miesięcy zdarzyło się dużo dobrego, przeżyłam wiele miłych chwil, podjęłam kilka ważnych decyzji i w kwietniu rzuciłam sobie wyzwanie.
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę prowadziła bloga popukałabym się w czoło. Owszem, czytałam blogi (chyba ze trzy), podziwiałam autorki za pomysł, pasję i konsekwencję w realizacji swych zamierzeń. Za to, że pomiędzy zmianą jednej i drugiej pieluchy potrafią napisać świetny dający do myślenia tekst. Za to, że pomimo codziennych obowiązków, zmartwień i matczynych trosk znajdują w sobie tyle pozytywnej energii, która zaraża czytelników niczym wirus grypy.
Przez szybkę ekranu monitora blogowanie wydawało się to dziecinnie proste. Napisać, wkleić zdjęcie, udostępnić. Zapragnęłam spróbować, sprawdzić się i .... I okazało się, że owszem przynosi to wiele satysfakcji, ale nie jest to bułka z masłem na śniadanie. Bo żeby zjeść tą "bułkę" trzeba się nie lada napracować, trzeba mieć pomysł na siebie, na post, robić dobre zdjęcia i stale się rozwijać. To trudne, kiedy na głowie ma się dziecko, dom i pracę zawodową. Trudne, ale nie niemożliwe.
Dowodem na to jest chociażby to, że ten tekst jest osiemdziesiątym czwartym z kolei wpisem na blogu, a dwanaście innych czeka na dokończenie (zabrakło weny, albo czasu). To tylko liczby, ale opisujemy nimi świat od tysięcy lat, więc i ja spróbuję przedstawić tych dziewięć miesięcy blogowania w statystykach.
Dziewięć miesięcy w statystykach
* naprodukowałam 84 wpisy, co przy założeniu, że na jeden post potrzebuję 3-4 godziny daje nam przynajmniej 252 godziny spędzone na blogowaniu. Wow, toż to ponad 10 dni pisania tekstów bez przerwy!
* było warto, bo od początku istnienia bloga odwiedziło go ponad 24 600 osób;
* na liczniku wejść stuknęło już ponad 56 000 odwiedzin i prawie 98 000 odsłon;
* zostawiliście pod postami łącznie 760 komentarzy;
* 1354 razy kliknęliście znaczek "Lubię to" na moim facebookowym fanpejdżu.
Za każdą z tych liczb stoją ludzie - Wy kochani. Dziękuję zatem, że ze mną jesteście. Każdy blog bez czytelników byłby tylko zwykłym pamiętnikiem. A dzięki temu, że wchodzicie, komentujecie mam okazję poznać Wasz punkt widzenia na wiele spraw, a niejednokrotnie poprowadzić ciekawą dyskusję.
Najpopularniejsze teksty
Nie będę Wam tu ich opisywać, bo listę tą znajdziecie na prawym pasku bloga. Hmm... swoją drogą to dość ciekawe, że najczęściej wpadacie do mnie po przepis na sałatkę albo by dowiedzieć się jak zrobić domowy kisiel czy budyń dla niemowlaka. Jak tylko nauczę się robić ładniejsze zdjęcia ciastom i sałatkom przekwalifikuję się na blogerkę kulinarną ;)
Najpopularniejsze teksty
Nie będę Wam tu ich opisywać, bo listę tą znajdziecie na prawym pasku bloga. Hmm... swoją drogą to dość ciekawe, że najczęściej wpadacie do mnie po przepis na sałatkę albo by dowiedzieć się jak zrobić domowy kisiel czy budyń dla niemowlaka. Jak tylko nauczę się robić ładniejsze zdjęcia ciastom i sałatkom przekwalifikuję się na blogerkę kulinarną ;)
Ciekawiły Was też posty z inspiracjami na urządzenie kuchni i pokoju dla dziewczynki. Sporo osób przeczytało też wpisy na temat pasji oraz tekst napisany w moją trzecią rocznicę ślubu. Nie jestem pewna, czy bardziej podobał się Was mój tekst, czy piękne zdjęcia z profesjonalnych sesji, ale i tak jest mi miło, bo wpisy te przeczytało kilka tysięcy osób.
12 moich ulubionych postów
Popularność postów, nie pokrywa się prawie wcale z moimi ulubionymi pozycjami na blogu. To dziwne, ale ja obdarzyłam większą sympatią zupełnie inne teksty. Niby wszystkie wpisy są mojego autorstwa, jako twórca powinnam więc darzyć je jednakowym uczuciem. Te wymienione poniżej lubię jednak trochę bardziej niż pozostałe. Może dlatego, że włożyłam w nie więcej serca, albo po prostu przypominają mi ciekawe wydarzenia i miłe chwile. Jedne są ciepłe, lekkie, wesołe, inne ironiczne, prześmiewcze lub poważne.
Na szczęście dla mojego zdrowia psychicznego jakość spacerowania z pierworodną córką zmieniła się prawie z dnia na dzień. Już nie musiałam wracać sprintem do domu i z tej wdzięczności powstał wpis - Koniec spacerowania w mękach.
Idealna - to post w którym wyżyłam się trochę na Pani Perfekcyjnej i innych celebrytach. To trochę taka autopsychoanaliza i terapia w jednym. Jeśli chcecie wiedzieć, co mam zamiar wybijać sobie patelnią z głowy - klik na tytuł posta.
Relacja z bardzo fajnego dnia na basenie, czyli wpis pt. Rybka zwana Olą. Odkrywam, że mam w domu następczynię Otylii Jędrzejczak i muszę już odkładać kasę na trenera pływania.
Kinderbal, czyli pierwsze urodziny Oli. Taka impra była, że zapomniałam podać sałatki (najczęściej czytany post na blogu). ;) Dużo dzieci, dużo hałasu, dużo zabawy - tak wygląda własnie wymarzona impreza urodzinowa mojego dziecka.
Potwór z Foch Ness - post pisany w stanie tzw. wkurzenia i poczucia beznadziei, a jednak znalazł się wśród ulubionych. Tak pisze Matka, jak ma focha. Złośliwa jędza - część mojej osobowości, która nie często ma okazję dochodzić do głosu, bo tak nie wypada....
Czy wypada? - no właśnie. W tymże tekście rozprawiałam na temat tego, czy wypada matce przyznać się do błędu. Czy nauczycielce wypada prowadzić bloga.
Śpiąca królewna - historia prawdziwa - pierwsza napisana przeze mnie bajka. ;) Chyba nie zostanę bajkopisarzem, ale wiem, że niektórym się podobała. Sama też ją lubię, bo w końcu to co pierwsze zawsze darzy się jakimś niezrozumiałym sentymentem.
Dobre matki wracają do pracy, czy zostają z dziećmi w domu? - to już nie bajka, to życie. To jeden z najczęściej komentowanych postów. Temat może nie kontrowersyjny, ale trudny. Tym bardziej, że większość z nas matek, nie ma wyboru. Decyzję za nas podejmuje życie, a dokładnie stan naszych finansów. Z resztą moje rozważania nie tylko dotyczą rezygnacji z kariery zawodowej, ale z siebie w ogóle, ze sowich swoich pasji, zainteresowań...
Dzięki temu, że ja staram się pielęgnować swoje zainteresowania i zaczęłam blogować miałam okazję po raz pierwszy odwiedzić piękne miasto - Kraków. Po 4 miesiącach blogowania zostałam bowiem zaproszona na II Spotkanie Mam Blogerek i jestem z siebie dumna, bo chętnych było wiele.
Nie wiem jak to możliwe, ale w Krakowie odpoczęłam, pomimo tego, że było niewiele czasu,a tempo było zawrotne. Po tej eskapadzie spokojnie mogłabym napisać poradnik "Jak przetrwać 20 godzin w podróży Polskim Busem?", albo "Jak zwiedzić Karków w jeden dzień?". Niestety zabrakło czasu na pisanie książek jednak powstały 3 wpisy m.in. Matka w Krakowie.
Mother in love - czyli szczere lecz niezbyt przesadnie słodkie wyznanie miłości Matki do córki + trochę mojego podejścia do wychowania.
Wrzesień miesiącem zarazy, czyli komediowa relacja z umierania chłopa. :)
Nie spisuję postanowień na najbliższy rok, bo spisanie ich wcale nie zapewnia ich realizacji. Mam zamiar jednak żyć w zgodzie z kilkoma regułami. Dwie poniższe są bardzo trafione. Nieanglojęzycznym czytelnikom wyjaśniam, że czy Wam się to podoba, czy też nie mam zamiar w dalszym ciągu tracić czas na pisanie bloga, bo sprawia mi to radość. I obym w tym nowym 2014 roku miała tego czasu jak najwięcej, czego Wam i sobie życzę. Pielęgnujcie swoje pasje i dbajcie o siebie.
To ja dziekuje za tak ciekawe, czasami smieszna , czasami poruszajace posty.
OdpowiedzUsuńI tego czasu pani zycze bo swoim pisaniem sprawia pani mi duzo radosci.
To ja dziękuję Pani Aniu, za te wszystkie miłe słowa, za każdy komentarz. ♥
UsuńJa rownież uwielbiam pani bloga pani Gosiu pozdrawiam i czekam na następne posty :-)
OdpowiedzUsuńCzytać tak miłe komentarze - to miód na moje serce. :)
Usuń