Jeśli ktoś chciałby się poczuć jak w żłobku, albo sprawdzić jak to jest być rodzicem szóstki dzieci w podobnym wieku to mógł wpaść wczoraj popołudniu do naszego domu. Ola miała kinderbal.
I trzeba powiedzieć, że był ogień! Chociaż tak właściwie to trudno przyrównać to nawet do jakiegokolwiek żywiołu. Było trochę jak wtedy, gdy na studiach ciocia Iga zorganizowała urodzinową domówkę dla całej swojej grupy na wynajmowanych 40 m kwadratowych. Wtedy też była niezła impreza, tylko tym razem obyło się bez Panów Policjantów ;)
Oj działo się, działo.... Baa... ale czego się można było spodziewać po spotkaniu sześciorga brzdąców? Chyba raczej nie anielskiego spokoju.... ;)
I trzeba powiedzieć, że był ogień! Chociaż tak właściwie to trudno przyrównać to nawet do jakiegokolwiek żywiołu. Było trochę jak wtedy, gdy na studiach ciocia Iga zorganizowała urodzinową domówkę dla całej swojej grupy na wynajmowanych 40 m kwadratowych. Wtedy też była niezła impreza, tylko tym razem obyło się bez Panów Policjantów ;)
Oj działo się, działo.... Baa... ale czego się można było spodziewać po spotkaniu sześciorga brzdąców? Chyba raczej nie anielskiego spokoju.... ;)
Trzeba być, że tak powiem fest szalonym (ja jednak chyba jestem), żeby wyobrażać sobie, że na urodzinowym party, na którym średnia wieku małych uczestników wynosi jakieś 15 miesięcy, wszystkie dzieci będą akurat w wyśmienitych humorach i bawić się będą grzecznie tańcząc w kółeczko do hitów z MiniMini.... No cóż, rzeczywistość szybko weryfikuje matczyne oczekiwania.
Ustalmy więc fakty.
Godzina: 15:00 - i tu pozdrowienia dla cioci Basi i Amelki, które jako jedyne ;) popisały się punktualnością (proszę mi wybaczyć ten przytyk, rozumiem, że dzieci musiały się wyspać) :P
Miejsce:
"rezydencja" państwa Makowskich
Sprawcy:
Oliwka - 5 miesięcy, Majka - 6 miesięcy, Amelka lat 1, Damianek lat 1, Ola lat 1, Florek lat 3,5
Relacja:
Przed przyjęciem Ola uskuteczniała swoją tzw. "pomoc w sprzątaniu", czyli wysypała na dywan większość swoich zabawek, które wcześniej ułożyła mama. Następnie razem z tatą nadmuchała balony.
Wyspała się, wystroiła i czekała.
Pierwszymi gośćmi i do tego bardzo punktualnymi były ciocia Basia i Amelka. Dziewczynki, tzn. Ola i Amelia urodziły się tego samego dnia, w tym samym szpitalu, ale to wczoraj dane im było pierwszy raz się razem spotkać i pobawić. Jak wiadomo, wspólna konsumpcja przełamuje lody, więc dziewczyny od razu zabrały się za jedzenie biszkopcików (przepis TU). Po szybkości znikania ciasteczek, można przypuszczać, że dziewczynkom smakowały moje wypieki. Poza tym było przytulanie, głaskanie i wyrywanie sobie wszystkiego z rąk.
Gdy Amelka i Ola zajmowały się ożywioną dyskusją i pochłanianiem kolejnej partii ciasteczek, do drzwi zapukały: Majka i Oliwka ze swoimi mamami. I wtedy zrobił się już niezły rozgardiasz. Oliwcia zaczęła płakać, jak zobaczyła nowe twarze, za nią Amelka, która dostała akurat od Oli czymś w twarz. Sytuacja jednak szybko została opanowana przez dzielne rodzicielki. Czekałyśmy na kolejnych gości.
Kolejnymi gośćmi była ciocia Wioleta z narzeczonym Oli ;) - Damiankiem. No, przyszedł chłop i porządek od razu zapanował! Dziewczyny przestały marudzić, bo przy mężczyźnie, do tego tak eleganckim jak Dami nie wypada być beksą. Majka grzecznie leżąc na brzuszku prezentowała swoją zwinność i gibkość, Oliwka czarowała niebieskimi oczkami siedząc u mamy na kolanach. Z kolei Ola i Amela próbowały nawiązać z kolegą rzeczową konwersację ;) Było śmiesznie. Naprawdę. Choć chwilami każda z nas patrzyła na siebie z lekkim przerażeniem.
Jako ostatni, lecz wcale nie mniej oczekiwani przybyli ciocia Iga z Florkiem. Biedny Florian, jako najstarszy miał na początku problem z odnalezieniem się w tłumie takich maluszków i ich zabawek. Nie trwało to jednak zbyt długo, może z 15 minut. Po tym czasie zabrał się za doskonalenie umiejętności pchania wózka z lalą - w końcu niedługo będzie starszym bratem. Po sposobie w jaki to robił, widać że mamusia będzie miała z niego świetnego pomocnika, a siostrzyczka doskonałego opiekuna.
Dobrze, że mieliśmy dwóch tatusiów do pomocy. Dzięki temu wszystkie mamusie miały szanse wypić kawkę, skosztować tiramisu (przepis niebawem), oraz czekoladowych muffinek i spokojnie porozmawiać... o dzieciach oczywiście. Co prawda wygodnie to nam nie było, bo miejsca mało, a dzieci i zabawek było dużo i wszędzie. Ale w końcu matki przyzwyczajone są do niewygody i jedzenia w biegu... Powiedzmy, że było to po prostu przyjęcie w stylu angielskim, czyli tzw. "standing party".
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Damianek z mamą musieli uciekać na kolejną imprezę urodzinową. Pozostałe dzieciaki zgłodniały, więc mamusie jednym łykiem wciągnęły pół filiżanki kawy i zabrały się za karmienie tych młodszych pociech. Starsze na szczęście obsługiwały się same. Chwilka zabawy i dzieciaki zaczęły robić się zmęczone. A zmęczone dziecko, jak każdy dzieciaty wie, jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Nigdy nie wiadomo kiedy wybuchnie. Więc mamusie, żeby uniknąć niepotrzebnej dawki decybeli, zaczęły powoli się rozchodzić do domów.
Florek jako, że najstarszy z gości i najbardziej wytrzymały, został dłużej. A, że dżentelmen z niego prawdziwy, pomógł Oli posprzątać zabawki. Za co w nagrodę dostał do domu wszystkie nadmuchane przez wujka Mateusza balony.
Taki był harmider i zamieszanie, że nawet "Sto lat" nie zaśpiewaliśmy Olce, sałatki gościom nie podałam i świeczki na muffince córka moja nie zdmuchnęła.... ehhh....
I tak oto minął pierwszy kinderbal Oli. Był hałas, chaos było ciasno, ale my będziemy wspominać bardzo miło tą imprezę. Mam nadzieje, że nasi drodzy goście również dobrze się z nami bawili i zaszczycą nas swoją obecnością za rok.
Dziękujemy w imieniu Oli i swoim:
* za przybycie i wspaniałą zabawę,
* za wszystkie piękne prezenty a mianowicie: dwie książeczki, sukieneczkę, spodenki, komplecik tunikę i leginsy, kijek pchacz, pudełko do zabawek w kształcie domku, pościel, kartki z życzeniami
* tatusiowi Mateuszowi i wujkowi Adamowi za pomoc w pilnowaniu maluszków;
* za zgodę na umieszczenie zdjęć na blogu. :****
Amelka jedząca moje domowe paluszki :D |
Pszczółka |
To był zapewne wspaniały i uroczysty dzień i wspominać się go zapewne będzie bardzo długo ... sama pamiętam 1 urodziny syna a dziś ma ich już 14. Wspaniałe chwile zapadające w pamięć. Jeszcze raz 100 lat dla córci.
OdpowiedzUsuńOj właśnie uroczysty to ja nie wiem czy ten dzień był. Raczej powiedziałabym, że był zabawny i zwariowany. Ale takie poważniejsze, odświętne urodzinki Ola miała też wyprawiane w święta dla rodzinki... więc myślę, że te mogły być właśnie takie trochę chaotyczne :)
OdpowiedzUsuńNa świadectwo tego, iż śledzę blogowe losy mojej chrześniaczki( idealnie opisane przez jej utalentowaną Matkę), zostawiam po sobie krótki wpis, z wyrazami podziwu dla żony, matki i nadetatowego pracownika ;d
OdpowiedzUsuńOczekuję kolejnych wpisów i ciekawi mnie co znów wymyśli moja szalona kuzynka, ponieważ Kinderbal naszej małej artystki był dla mnie nie lada zaskoczeniem (dodam, że pozytywnym) ;)
Ojej... tak mi miło..., że aż głupio :)
Usuń