28 kwietnia 2013

Samosia

Na początku byłyśmy jednym ciałem. Żyjąc sobie w ciepełku mojego brzuszka nie miała nawet pojęcia jaki świat, jakie wyzwania na nią tu czekają. Po 9 miesiącach i dwóch tygodniach z wielkim oporem (ale jednak) 
postanowiła powitać nas swoim cudownym krzykiem. I niby już nie dwa w jednym, a dalej jedna zależna była od drugiej. Ja dawałam jej świeże pyszne mleczko, a ona pijąc je zapobiegała cyckowej eksplozji. 

zdjęcie z czasów, kiedy byłyśmy jeszcze w pełnej symbiozie 

Oczywiście dostawałyśmy od siebie znacznie więcej niż komfort fizyczny. Buziaczki, ciepło przytulanek, uśmiechy, pierwsze "gaaaa gaaa", "giiii giii", bliskość - to było coś co sprawiało, że obie byłyśmy szczęśliwe, a nasze potrzeby zaspokojone. 

Jak matka wróciła do pracy cycek przestał ją interesować. Z wielkim smutkiem pożegnałam więc wkładki laktacyjne, wielkie biustonosze i to uczucie bliskości i spełnienia odczuwane podczas karmienia mojej Oleńki. Źle się czułam. Byłam niepotrzebna. Już nie byłam jedynym dostarczycielem pokarmu. Mógł to przecież robić każdy kto miał butle w ręce. 

Ale to nie wszytko. Ola sama się już przekręcała na brzuszek, sama siedziała, sama stała. Nauczyła trzymać w rączce zabawki. Baaa, niebawem stała się mobilna. Już nie można jej było zostawiać samej na kocyku, w pokoju. Turlała się, pełzała i zaczęła raczkować.

Na swoje pierwsze urodziny niepewnie postawiła swoje pierwsze kroczki. Teraz prawie już biega, skręcając i zawracając jak Kubica w F1. Gdy wychodzę do pracy robi mi "pa pa" na do widzenia i puszcza całuska. Sama je, sama myje sowich siedem zębów, sama zdejmuje buty i czapkę (oczywiście nie na komendę). Mówi "tata", "mama", "cześć/sześć", "dada", "lala". Dogadać się z nią nawet można. :)
Moja córka eksploruje świat niczym Martyna Wojciechowska. Z dnia na dzień więcej wie i potrafi.

Tak oto - dziecko staje się samodzielne. Coraz mniej nas potrzebuje, co nie znaczy wcale, że stajemy się mniej ważni.

Nie ukrywam, że samodzielność mojego maleństwa budzi we mnie sprzeczne uczucia- z jednej strony dumę z dobrze spełnianego obowiązku rodzicielskiego, z drugiej obawy o jego bezpieczeństwo, a także poczucie pustki i straty.

Teraz moja Ola właśnie uczy się samodzielnie jeść. Kupiłyśmy ostatnio specjalny komplet sztućców. 
O taki:
Sztućce firmy BabyOno od 12 miesiąca życia


Sadzam ją na jej tronie, owijam szczelnie foliowym śliniakiem, kładę przed nią miskę z szamą i działamy, a właściwie ona działa sama. 
Nieporadnie próbuje nałożyć na łyżeczkę trochę brokuła, pomidorka i trafić nim, do buzi. Nie często się udaje, ale ona się nie poddaje. Jak łyżeczka nie nadąża, do akcji wkraczają rączki. I pozwalam jej jeść łapkami. Akceptuje także wkładanie paluchów do jogurtu czy zupy. Wiem, że robi to by poznać ich ciepło, fakturę i konsystencje. W końcu to podobno pomaga rozwijać zmysły.
 Nie wkurzam się gdy widzę jak rozmazuje jedzenie po stole, ubraniu, buzi, podłodze. Zastanawiam się tylko po cichu, co wywabi marchewkę, jagódki, banana. Jestem już ekspertem od plam kochani (post o tym też będzie).
Wiem, że muszę uczyć ją nowych umiejętności. Chcę tego. I za każdym razem gdy Ola zdobywa koleje umiejętności jestem z niej straszliwie dumna. W końcu samodzielne dziecko to szczęśliwy i mniej zmęczony rodzic.

dobry brokułek
niedobry brokułek

A tak sobie radzę z widelcem:





walczę z pomidorkiem
jedzenie rączkami wychodzi mi najlepiej

zwykłą łychą też potrafię....








do dna!
Ja wiem, że czasem brakuje nam i czasu, i cierpliwości by czekać aż nasz maluszek wreszcie trafi łyżeczką do buzi lub wdrapie się na kanapę. Ale nasze pociechy uczą się samodzielności właśnie poprzez podejmowanie prób, zbieranie doświadczeń, również takich jak zderzenie pupy z podłogą, czy mokre ubranie. 
Pamiętajmy o tym, że kiedyś ktoś nam dał możliwość usamodzielnienia się, dlatego pozwólmy naszym brzdącom na odkrywanie świata nawet jeśli się to wiąże z powolnym odcinaniem pępowiny.
Kiedyś nam będą wdzięczni. :)

5 komentarzy:

  1. Si, a my będziemy mieli więcej czasu dla siebie:)
    Marchewki chyba nie da się niczym wywabi;>

    OdpowiedzUsuń
  2. I właśnie o to chodzi ....a co do obaw zawsze będą bez znaczenia na wiek. Ola jest szczęśliwa i to widać a to największe szczęście każdej mamy. A prawdą jest to że musi z dnia na dzień być samodzielniejsza ( wszystko w granicach) i świetnie to pani wychodzi co widać.

    OdpowiedzUsuń
  3. ależ ona urocza, taka umorusana i szczęśliwa :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.