16 maja 2014

Istambuł, strachy na lachy i kryzys

Jeśli śledzicie moje wpisy fejsbukowe to wiecie, że w zeszłym tygodniu zaliczyłam służbowy wyjazd do Turcji, a przy okazji przeżyłam pierwszą pięciodniową rozłąkę z Olą. Mimo moich obaw, związanych z lotem samolotem (efekt pewnego nieprzyjemnego lądowania), a właściwie czterema lotami oraz reakcją Oli na moją nieobecność - przeżyłyśmy obie, chociaż nie obyło się bez łez... głównie mamusi. ;)



Olka poradziła sobie lepiej niż myślałam. I właściwie było to do przewidzenia, bo została z tatusiem i babciami, czyli osobami, które z miłości do niej skoczyłyby w ogień. A w czasie mojej nieobecności stawały na głowie, żeby zapewnić Oli atrakcje i sprawić jak najwięcej radości. To jednak normalne, że pomimo ich wielkich starań zdarzyły się jednak chwile (które policzyć można na palcach jednej ręki), w których tęsknota Oli dawało o sobie znać. Na przykład, co rano wstając z łóżka pytała "Gdzie mamusia?". Na to pytanie otrzymywała od taty odpowiedź, że "Mamusia jest w pracy i wróci w piątek.", po czym przechodziła do porządku dziennego, mimo braku poczucia czasu. 
Czasem zdarzyło się, że zapłakała gdy zobaczyła moje zdjęcie, albo usłyszała hałas i pomyślała, że to ja wracam z pracy, ale smutek szybko mijał, gdy tylko skierowało się jej uwagę na coś innego. 
Swoją drogą, przed wyjazdem zależało mi na tym, żeby przygotować ją psychicznie na tą sytuację na tyle na ile to możliwe w jej wieku. Tłumaczyłam więc Oli, że mama wyjedzie, że będziemy troszkę za sobą tęsknić, ale za kilka dni wrócę i przywiozę dla niej prezent. Nie wiem, na ile to moje gadanie coś dało, ale jak widać moje dziecko poradziło sobie z tą sytuacją bardzo dobrze.
Ja tęskniłam znacznie bardziej. No, cóż... tak już mam, że mój dom i moja rodzina na odległość, to owszem, są fajne, ale tylko przez kilka-kilkanaście godzin. Gdy tylko miałam wolną chwilkę (a na szczęście nie było ich za wiele) moje myśli wędrowały do domu. Zastanawiałam się, jak sobie radzą, czy Ola jest grzeczna, zdrowa, czy nie płacze. Poza tym nie zbyt przepadam za noclegami poza domem, i kilka dni spania w obcym miejscu wywołuje już we mnie prawdziwy dyskomfort. Dlatego, zazwyczaj wszędzie gdzie jadę na noc, zabieram ze sobą swojego osobistego małego jaśka, żeby zasypiając móc czuć znajomy mi zapach pościeli. Ot, taka mała fanaberia. :)


Wrażania z Istambułu.
To nie była moja pierwsza wizyta w Turcji, ale tak naprawdę dopiero tym razem, po odwiedzeniu Istambułu mogę powiedzieć, że choć trochę poznałam kulturę tego kraju. Uwierzcie zwiedzanie miasta, rozmowy z mieszkańcami to świetna okazja, żeby przyjrzeć się lepiej ludziom, zrozumieć ich sposób myślenia, religię, tradycyjne potrawy i obyczaje. Turcja to nie tylko piękne plaże, ciepłe morze i kurorty z pięciogwiazdkowymi hotelami. A wielu z odwiedzających ten ciekawy kraj, sprowadza swój pobyt do okupowania leżaka przy hotelowym. 
Szczerze mówiąc nie jechałam do Istambułu z wielką ochotą. W końcu to nie miał być wakacyjny wyjazd z rodziną u boku. Miałam wiele obaw, choć jak widać, okazały się kompletnie bezsensowne. Pobyt w Istambule był dla mnie lekcją. Teraz już wiem, że choć na pewno jestem Oli bardzo potrzebna , to jednak nie jestem kimś bez kogo nie da się przeżyć kilku dni. Z kolei cztery loty samolotem w niespełna tydzień skutecznie wyleczyły mnie z mojej samolotowej fobii. 
Dobrze się składa, bo za miesiąc kolejny wyjazd, tym razem do Londynu. I to, aż na 2 tygodnie!!!! 
Tak szczerze, to już mi niedobrze z nerwów, ale skoro Olka jest taka dzielna, to wypada wziąć z niej przykład i trzymać fason. W końcu nacieszymy się sobą w wakacje. 
Tym, którym przyjdzie namyśl teza, że wyrodna ze mnie matka, że w głowie się babie poprzewracało bo latam sobie po świecie, a dziecko w tym czasie w domu liże szybę okna z tęsknoty, uprzejmie informuję "Goń się, bo zaprawdę nie wiesz co powiadasz." Wakacje to nie są, a naturalnym wydaje się dla mnie fakt, że z każdej podróży, z każdej nawet nie do końca komfortowej sytuacji, chcę wyciągnąć tyle przyjemności, tyle korzyści i pozytywów ile tylko się da. 

Za kilka dni, w osobnym poście opiszę Wam kilka moich spostrzeżeń i ciekawostek na temat Turcji. 
A tymczasem, spora porcja zdjęć. Jak na prawdziwego blogera przystało, jedzenie też jest uwiecznione ;)






















EPILOG:
Jak też pewnie zauważyliście zrobiłam sobie miesięczne wakacje od blogowania. Nie planowałam tak długiej przerwy, ale kiedy człowiek bierze sobie na głowę zbyt wiele, musi się liczyć z tym, że odbije się to kosztem czasu na przyjemności, takie jak pisanie bloga, prasowanie i oglądanie ulubionych seriali. 
Szczerze mówiąc, ostatnio oprócz czasu zabrakło mi też serca do pisania. Pomysłów nie brakuje, ale nie ma kiedy ich zrealizować. To irytujące, męczące, a im dłuższa przerwa tym trudniej zacząć od nowa. Do tego, mój aparat o ksywie "staroć" nie zaspakaja już moich fotograficznych ambicji i stanowczo chciałoby się więcej, a na to "więcej" niestety trzeba sobie zapracować. 
P.S. Nie wiem, czy wiecie, ale do tej pory zdjęcia robione są modelem NIKON D40 o potężnej liczbie pikseli równej sześć....
Tak szczerze mówiąc, już miałam ochotę skończyć przygodę z blogowaniem. Dopadł mnie kryzys. Uświadomiłam sobie, że jestem blogiem jednym z tysięcy, jest setka lepszych od tego mojego, a ambicja podpowiada, że chciałoby się więcej, lepiej, wyżej. A żeby mieć więcej, być wyżej i robić to lepiej, trzeba a włożyć w prowadzenie bloga wiele pracy, czasu i ponieść wiele wyrzeczeń. Nie stać mnie na to teraz, więc blog będzie taki jak jest. 

P.S. Dziękuję, za zainteresowanie blogiem, wszystkie miłe prywatne wiadomości i odwiedziny, które zapewne musiały być poprzedzone przedzieranie się przez konkretną warstwę pajęczyn i kurzu. Dziękuję też za nowe odlubienia i nowe polubienia - to jak policzek i uścisk dłoni w jednym. :)

P.S. 2 Dziękuję koledze Rysiowi za użyczanie aparatu w czasie wizyty w Istambule. ;)



5 komentarzy:

  1. Oooo, to co ja mam powiedzieć dopiero zaczynając prowadzenie bloga :)
    Ja się z Lidką nie rozstawałam jeszcze ani na jeden dzień a czeka mnie panieński przyjaciółki. I przed jednym popołudniem i nocą bez niej odczuwam lęk. Wiem, że Lidka sobie poradzi, będzie u babci, u cioci, która sama ma 8 lat :) Ale ja będę tęsknić i będę chciała pewnie szybko wracać... No żyć bez niej nie mogę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w blogowym świecie i życzę wytrwałości, pomysłów i radości z pisania.
      Tęsknota jest czymś normalnym. Gdyby w grę wchodziły wakacje i wyjazd bez mojej Oli, nie zdecydowałabym się.
      Każda matka tęskni, nadchodzi taki moment, że trzeba nauczyć się radzić sobie z tą tęsknotą radzić. Zapewniam Cię, że dziecku nic się nie stanie jak zostanie kilka godzin bez mamy :) Pozdrawiam

      Usuń
  2. też bym chciała się gdzieś wyrwać :) ale chętnie z rodzinką :)
    poobserwuję sobie ciebie, bo ładnie tu :)

    pozdrawiam!
    toffi http://house-manager.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy ma chwile zwątpienia, ja również miewam je dosyć często. Pytam zawsze: Po co mi to? dlaczego? Ale zawsze jakaś dobra dusza sprowadza mnie na ziemię. Piszę bo lubię i nie ważne czy czyta to 1000 fanów czy jeden. Ten jeden może być o te tysiąc razy lepszy niż cała reszta. Głowa do góry. Pisz dalej, bo masz dla kogo :) Trzymam kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie łam się i pisz wtedy, kiedy masz taka możliwość. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...