24 kwietnia 2013

Potwór z Foch Ness :)

I tym razem nie będzie o Oli. Będzie o potworze z Foch Ness, będzie o mnie, super hiper mega wkurzonej mnie. Nie na żadną konkretną osobę. Focha mam na świat, na wszystko, na siebie też mam. 
Oj, szarpią mną dzisiaj emocje. Co sekundę znajduję nowy pretekst by być "na nie" i trwać w tym stanie umysłu. Bo "męski wieczór M.", bo Ola daje wycisk, bo uczniowie, bo zmiany w życiu, bo czasu mało a tyle by się chciało zrobić. Nic tylko usiąść i płakać, albo tupać i wrzeszczeć.


Wkurzam się, że powinnam poprasować, popracować, pozbierać po raz enty porozrzucane prze córkę mą zdolną zabawki.... Sprawdziany sprawdzić trzeba, obiecałam, że przepis na bloga Wam wrzucę. Tyle mam obowiązków, tyle pomysłów na spędzanie czasu, tyle spraw bym chciała załatwić, najlepiej w jeden wieczór.  A doba, obojętnie jakbym się nie uparła i jak straszliwego focha bym nie strzeliła, mieć będzie tylko te 24 godziny. Rozdwoić bym się chciała, roztroić, rozczłonkować i działać! Nie po łebkach, nie po trochu, nie na raty. Tylko od razu, wszytko i dokładnie - tak jak lubię.

Jest środa, więc Pan Mateo ma wychodne. A tym razem to właściwie wyjezdne ma, na meczu oglądanie. Ach... Niech ma, za tą wczorajszą porażkę Barcelony na pocieszenie. O uczniach mych pisać nie będę, bo nie skończyłoby się w dwóch zdaniach i to nie miejsce ku temu... 
Ola mnie dziś też nie oszczędzała. Jak wiadomo, dzieci są jak barometr, wiedzą kiedy rodzice są w złych humory i akurat wtedy wpadają na najciekawsze pomysł, co by im życie skutecznie umilić. 


Wyszła matka z dzieckiem na spacer, bo zakupy zrobić trzeba i dziecko przewietrzyć się powinno, wchodzi do sklepu, budę od wozu odsłania, a tam..... Ola bez czapy (tzn. beretu)! Siedzi szczęśliwa, że wiatr po jej pięciu włosach hula. Zdjęła i wyrzuciła, ot tak po po prostu, bo wkurzał. Może chciała tym zaprotestować, że niby berety nie w jej guście, może zabawę taką sobie urządzić chciała w szukanie zguby powrotną drogą.  Może na moich ulubionych dzieć-blogach przyuważyła, że się teraz nosi piękne opaseczki, a nie czapy wielkie na oczy spadające. Chodziłyśmy, patrzyłyśmy, ale berecik wyparował. Trudno, kupimy nowe, bardziej stylowe nakrycie głowy. 

Ale to nie koniec moich udręk dzisiejszych. Nawet matki raz dziennie powinny zjeść coś ciepłego. Ale dzieci (szczególnie te roczne) zasady dietetyki mają w głębokim poważaniu. Dla nich mamusie są jak cyborgi, roboty, czy jakieś inne perpetuum mobile. Traktują swoje rodzicielki jak niekończące się źródło spokoju i radości, co to się ładuje energią słoneczną.Więc zjeść obiadu moja Ola mi też nie dała. Myśląc chyba, że do życia wystarczy mi jej rozbrajający uśmiech, powiew wiosennego wiatru, czy promyk słońca, z radością wielką wylała cały talerz mojej zupy na siebie, stół i podłogę. :/ Tak mnie rodzone dziecko urządziło.




Ja wiem, że się będę z tego jutro śmiała, na 100 % . Pisząc to, już mi mija powoli ten foch przebrzydły i obraza na wszystkich i nikogo. Taką sobie terapię zafundowałam, a wy właśnie straciliście jakieś 8 minut ze swojego życia, czytając wywody mamuśki wkurzonej. 
No cóż, możecie focha ze mną lub na mnie uskuteczniać. Możecie bloga mojego odklikać na fb, że już nie lubicie (o ile polubiliście). ;) Albo możecie wybaczyć, że zamiast słodkości i wiosennej sałatki dziś funduje Wam takie kwasidła. 
P.S.
Aby pokryć dzienne zapotrzebowanie na energię (bo baterii słonecznych to ja jednak nie posiadam), oraz w ramach rekompensaty za stracone nerwy i dodatkowe siwe włosy na kolację serwuję sobie -czekoladę i popcorn!





4 komentarze:

  1. No i takie dni bywają zapewne u wszystkich rozumiem panią doskonale ...bez przesady żeby od razu odklikać nie lubię . Też zapewne część z nas jest matkami i utożsamiają się i łączą w fochu z panią. Tak spokojnie to pani opisała bo gdybym ja napisała to nic nie było by z tego do publikacji ( łacina podwórkowa).Pozdrawiam jutro będzie lepiej a może i nie bo mnie czasami trzyma kilka dni taki stan ( współczuję wtedy moim chłopakom)

    OdpowiedzUsuń
  2. i takie dni rownież sa potrzebne. po burzy zawsze przychodzi dzień:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tam nie lubię tych fochów swoich.... najpierw nawrzeszczę na cały świat, a potem mi przykro, że im jest przykro... takie masło maślane... :/ dobrze, że to szybko mija, i że mężulek mój jest dość wyrozumiały i silny psychicznie, żeby to znosić.

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaa, fochy są fajne. ja tylko nie lubię tego stanu jak foch już powoli przechodzi, uśmiech mi pod nosem lata,a ja jeszcze nie mogę, bo przecież dalej focha mam, bo mieć muszę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...