Słuchawki na uszy, głośność na full - to wbrew pozorom pozwala mi się wyciszyć, wyłączyć wszystkie złe myśli i załadować pozytywne wibracje. Tak właśnie ostatnio wygląda mój sposób na relaks, stres i smutek.
A przecież mogłabym po całym dniu spędzonym w harmidrze zapragnąć spokoju, zażyczyć sobie ciszy.
Cisza jest jednak zbyt męcząca dla mej głowy, która w wolnych od hałasu chwilach próbuje odtwarzać zdarzenia, analizować podjęte decyzje, martwić się i produkować średnio-wesołe scenariusze. Muzyka pozwala mi wyłączyć się, nakierować myśli na właściwe tory, albo po prostu się ich pozbyć.
Piosenki poniżej sprawiają, że pomimo zmęczenia chce mi się pod koniec dnia jeszcze podyndać do rytmu prawą nogą, a czasem nawet dwiema. Coś tam pojęczę pod nosem, pofałszuję. Czasem odtwarzam jedną piosenkę w kółko do znudzenia, aż słowa same wyryją się w mej pamięci. Chwytam nuty, mielę i zamieniam na emocje. Ładuję akumulatory.
Czemu ja tak rzadko ostatnio słuchałam muzyki ? Whyyy?
W planach był dziś zupełnie inny post, zdecydowanie nie-muzyczny, ale postanowiłam podzielić się z Wami tym, co aktualnie w mojej głowie gra (wbrew pozorom, nie są to zawsze piosenki dla dzieci), co kradnie me minuty. Nie są to wielkie hiciory, nie wiem czy gust mam dobry, czy raczej słaby. Nie dbam o to. Najważniejsze, że poziom moich endorfin skutecznie się dzięki nim podnosi.
Te utwory make my evening ♥
"Cisza wokół mnie, zapada zmrok, a ja nadal w nią wsłuchuję się,
serce swoim rytmem mocno upewnia mnie, że warto wierzyć w ludzi."
Pamiętaj o tym, że nadzieja karmi, a nie tuczy. Do szczęścia otwarte drzwi, nie szukaj kluczy..."
A Wy jak się relaksujecie po ciężkim dniu?
Wolicie ciszę, czy przyjemne dla ucha nuty i słowa?
Już nie raz i nie dwa mówiłam Ci, że wyjmujesz mi z głowy moje myśli.
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio jakoś tak rzadko słucham muzyki - tej dla siebie, tej która mnie wycisza lub która dodaje powera - jak ta, którą dziś wrzuciłam na dzień dobry :). W domu teraz króluje Kaczka Dziwaczka ;).
Gdy jednak przychodzi wieczór z chęcią zasiadam wygodnie na kanapie z lampką ulubionego Martini (to jeszcze nie nałóg :P :D ) i wyciszam się, nie robiąc absolutnie nic. To pomaga zapomnieć o szaleństwach dnia codziennego i pozwala choć na chwilę skupić się na sobie :).
Pozdrawiamy z zimnego dziś Paryża ! :*
Oo to zupełnie identycznie jak ja, nie cierpię siedzieć w ciszy (chyba że czytam). Wieczory i nawet noce spędzam ze słuchawkami na uszach, a James Adam i Emeli Sande - kocham :)
OdpowiedzUsuńA ja dziś zauważyłam, że tak, jak zawsze u nas muzyka grała w tle tak teraz z Mężem ciszy potrzebujemy...
OdpowiedzUsuńZapraszam do zabawy w Liebster Blog Awards http://blanki-swiat.blogspot.com/2013/10/dla-mnie-wyroznienie.html
OdpowiedzUsuńCo się dzieje??? Ja też mało słucham ostatnio, a kiedys żyć nie umiałam. Teraz z Hanią słuchamy piosenek przedszkolaka albo odśpiewujemy wojenne szlagiery, których uczy dziadek, gdy ja jestem w pracy. Juz zapomniaam prawie, jak kiedyś non stop słuchwaki miałam w uszach albo gdzieś w tle musiało mi grać... Ciągle nabuzowana chodzę ostatnio, chyba czas się jakoś wyciszyć. Muszę znaleźć cos odpowiedniego i sobie przypomnieć te czasy...
OdpowiedzUsuń