16 czerwca 2013

Borzechowo ♥

Niewielka wieś na Kociewiu otoczona lasami Borów Tucholskich, położona uroczo nad dwoma jeziorami.  Tam wszystko się zaczęło...


Wakacje od lat mych najmłodszych zawsze miały zapach borzechowskich lasów.
Podskakiwanie auta na ułożonej z betonowych płyt wąskiej drodze przez las było zapowiedzią rozpoczynających się wakacji.
Chodzenie na grzyby obuta w kalosze, jedzenie jagód prosto z krzaka. Komary, kleszcze, pająki. (oby wyginęły bydlaki!)
Plac zabaw, trawiasta plaża, boiska, kolorowe domeczki podpisane leśnymi imionami, Pan kierownik Marek, przystojni ratownicy, sympatyczni kelnerzy...
Podchody w nocy, wieczorne kąpiele w jeziorze, całe dnie spędzone na pomoście.
W dzień opalanie, w nocy na gwiazdy patrzenie, gadanie do rana.... w deszczu w hangarze siedzenie.
Pachnąca starymi meblami i piwem restauracja, pyszne obiadki jedzone na stołówce...
Łażenie bez celu, kręciołki, bierucza, flipery, które czasem trzeba było z kolana potraktować.
Turnieje w siatkówkę, w których nigdy nie brałam udziału bo mam dwie lewe i nawet kibicując zawodnikom udało mi się palec złamać ;)
Rowery wodne, kajaki, żaglówki, moja i Igi pontonowa przygoda z policją wodną...
Pierwsze miłości, pierwsze pocałunki, pierwsze imprezy do rana.
Piosenki tam po raz pierwsze usłyszane najmilsze przynoszą dziś wspomnienia...

Tam poznałam wspaniałych ludzi, dzięki którym każde moje wakacje były słoneczne niezależnie od pogody. Tam poznałam M. i choć miłość nie przyszła od pierwszego wejrzenia, był to początek naszej przygody, która trwa szczęśliwie do dziś. (ps. tam mieliśmy sesję ślubną)

Takie wakacje już się niestety nie powtórzą, dzisiejsze Borzechowo bez tamtych ludzi to już nie to samo miejsce. Niektórych tam spotkanych osób, może już nigdy nie zobaczę, z innym mam kontakt, ale dorośliśmy, mamy własne rodziny, porozjeżdżaliśmy się po kraju i świecie.
Inne już mają wakacyjne miejsca, inni są z nimi przyjaciele...

Na mojej obecnej liście planów urlopowych, pobyt w Borzechowie (chociaż kilkudniowy) to przysłowiowy "must have". Chociaż nie jestem już po tej samej stronie jeziora, nie w tym samym ośrodku, nie z tą samą ekipą (chociaż chciałabym bardzo...), wciąż lubię tam jeździć.

Wczoraj odkurzaliśmy domek po zimie. Pierwsze odwiedziny po roku. I znowu widok jeziora i spojrzenie na "tamtą" stronę przywołały wspomnienia tamtych czasów i mnie - małolaty biegającej w dżinsowej spódniczce po ośrodku ze zgrają krejzoli. ;)

Moja Ola w tym roku będzie tam spędzała wakacje po raz drugi. Nie wiem czy ona polubiła to miejsce tak jak ja. Wiem już na pewno, że spodobało jej się jezioro, bo bardzo miała ochotę na kąpiel w ubraniu. Szyszki też już przyuważyła, więc pewnie będziemy łazić pół dnia po lesie z wiaderkiem i zbierać. :)

Cieszę się na te moje nowe borzechowskie doświadczenia w roli mamy.
Ciekawa jestem jakie będą Oli wakacyjne wspomnienia, czy znajdzie tu przyjaciół, czy dla niej to miejsce również stanie się wyjątkowym, ulubionym, takim do którego w myślach będzie wracała by przywołać zimą zapach i kolory lata.

Ja wracam tam i wracać będę, bo idealne wakacje, to dla mnie nie pięciogwiazdkowe hotele, to nie gorące klimaty, tropikalna dżungla, piaszczyste plaże, all inclusive i obsługa na najwyższym poziomie. Idealne wakacje to dla mnie cztery ściany z drewna, chłodne jezioro i ludzie z którymi mogę gadać do rana, zgubić się w lesie i śmiać do utraty sił...

a wczoraj było tak:


Ola z tatą i wujkiem Maćkiem. 




















Tata M. się za dużo "Króla Lwa" naoglądał... ;)





8 komentarzy:

  1. Pięknie :) Cudownie mieć takie wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam tam tylko raz na wakacjach z przyjaciółmi. Było ekstra:)). Fajnie wyszły zdjęcia i Oli łobuzowanie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. cudna rodzinka, zdjęcia bardzo fajne, nastrojowe. Las, jezioro, słońce, hmmmmmm..... rulez

    OdpowiedzUsuń
  4. ale pięknie... zabierzcie mnie tam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma problemu :) oferuję się jako przewodnik po Kociewskich okolicach :)

      Usuń
  5. Wspaniałe zdjęcia i wspomnienia.
    Moje wspomnienia z młodości to obozy konne nad Mauszem k. Sulęczyna. 3-dniowy rajd konny tam i po 2 miesiącach z powrotem. Galopy przez wrzosowiska i przedzieranie się przez ciemny, gęsty sosnowy las, pławienie koni i kąpiele, ogniska do późnej nocy spanie z końmi na pastwisku pod gwiazdami...Tak jak piszesz, ludzie się rozpierzchli po świecie, konie inne, czas i miejsce też...życie...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też raz byłam na obozie konnym na Mazurach w Starych Jabłonkach (o ile dobrze nazwę pamiętam)... Bardzo mi się podobało, ale od tamtych wakacji nie miałam okazji jechać konno... a szkoda :/

      Usuń
  6. Oj tak Borzechowo jest wspaniałe, jeździmy tam co jakiś czas... Czasem jedziemy po prostu sobie posiedzieć w ciszy nad jeziorkiem, Nikodem pobawi się w piasku, pobiega, poszaleje, a potem wracamy do domku... W zeszłym roku byliśmy właśnie pod domkiem, całą rodzinką mojego męża. Kilka dni cudownego lenistwa... Chciałabym wrócić i w tym roku, ale jednak nie... Wybieramy kilkudniowy pobyt na Kaszubach pod namiotem :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...