14 czerwca 2013

I ślubuję Ci...

Ślub zawsze uważałam za oczywistą konsekwencję uczucia, które łączy dwoje ludzi, kolejny etap związku. Wiem, że sam akt zawarcia małżeństwa nie zapewnia dozgonnej miłości, ale słowa przysięgi, wyznanie swych uczuć w obecności bliskich nam osób, ta podniosła atmosfera sprawiają, że wzruszam się za każdym razem gdy uczestniczę w tej ceremonii. W myślach gratuluję nowożeńcom odwagi, pewności swych uczuć, życząc im jak najlepiej i rozmyślam...

fot. Leszek Dulski (na zdjęciu: ja i mój książę ;) ) 

Jestem romantyczką, infantylną idealistką. Zawsze taka byłam i niewiele się do tej pory zmieniło. Może tylko mniej naiwna jestem i wiem już, że życie nie jest różowe i słodkie jak beza. W dzieciństwie miałam wiele idealistycznych marzeń. Chciałam być pediatrą, i niczym pozytywistyczny bohater lektur szkolnych pracować za darmo, leczyć biedne małe chore dzieci, nie pragnąć w zamian niczego.... 
Wierzyłam, że każdy człowiek tak naprawdę jest dobry, że życie jest sprawiedliwe, że ludzie doceniają szlachetne gesty, że dobre uczynki wracają do człowieka jak karma.

Co do miłości i wiązania się... Gdy byłam małą dziewczynka marzyłam o tym, że pewnego dnia przyjedzie po mnie rycerz na białym koniu, niczym po zamkniętą w wierzy księżniczkę, obudzi pocałunkiem, zaśpiewa serenadę, uwolni mnie, pokocha, włoży bucik na nóżkę, podaruje pół królestwa... a w dniu naszego ślubu, odziana będę w białą suknię z trenem i długi welon, który nieść mi będą małe elfy. :) A po tym jak powiemy sobie "tak" przed ołtarzem i włożymy na palce złote obrączki, będziemy żyć długo i szczęśliwie i żadne zło tego świata, nie będzie w stanie pokonać naszej miłości. Myślałam, że życie jest proste, że słowo "kocham" to magiczne zaklęcie, które potrafi wszystko naprawić.... Myślałam, że małżeństwo jest dla ludzi spełnieniem marzeń, że każdy ślub niesie ze sobą radość, że łączy ludzi, że gwarantuje szczęście tym którzy się na niego decydują....
Nie wiem czy to moje postrzeganie świata, to wina charakteru, wychowania czy bajek i baśni, które hurtem w dzieciństwie czytałam. 

Jako szczęśliwa mężatka, która co prawda księcia z bajki się nie doczekała, ale trafiła na egzemplarz mężczyzny najlepszy spośród tych nieidealnych, rzadko do tej pory miałam okazję by zastanawiać się nad tym, czy moja decyzja o ślubie, była właściwa...

Coraz częściej jednak spotykam ludzi, którzy nie chcą zawierać małżeństw, albo takich, którzy mają za sobą już jedno nieudane.
Coraz więcej jest nieszczęśliwych dzieci, których rodzina się rozpadła, coraz więcej takich, które cierpią patrząc jak rodzice się nawzajem krzywdzą lub ze sobą męczą.

Czy ludzie są szczęśliwsi po ślubie? Czy warto pobierać się z rozsądku, dla pieniędzy, żeby kredyt w banku wziąć..? albo ze względu na ciążę, ze strachu przed byciem samotną matką? Czy warto pakować się w małżeństwo po to, żeby ludzie nie gadali, że dziecko z "nieprawego łoża", żeby nie patrzyli jak na puszczalską...? Czy sens mają słowa przysięgi, której część z nas nie jest w stanie dochować? Nawet jeśli przed Bogiem obiecaliśmy sobie miłość aż do śmierci, czy warto trwać w związku, z kimś kto traktuje nas jak służącą, który zamiast "jesteś wspaniała", mówi "jesteś głupia", a zamiast kwiatów dla żony, kupuje sobie zgrzewkę browarów?

Można by tu dywagować o tym, kto ponosi odpowiedzialność za nieudane, rozbite małżeństwa...  nie chcę oceniać, bo życie potrafi komplikować ludzkie losy, nie pytając ich o zdanie...
Nie umniejszam tym, co żyją w związkach nieformalnych. To kwestia ideologii, wiary, wyboru... Potrafię zrozumieć, że nie dla każdego gadżety takie jak obrączka, przysięga, papierek mają taką samą wartość.

I żeby na koniec nie było tak smutno i depresyjnie.. Znam też ludzi żyjących w szczęśliwych związkach (tych małżeńskich i tych nieformalnych), w których wzajemny szacunek i  zrozumienie jest na porządku dziennym. W których wszystkie domowe obowiązki dzieli się na dwoje, również te dotyczące opieki nad dzieckiem. Nie jest ich wiele, ale dla mnie są namiastką potwierdzającą moje dziecięce wyobrażenia o świecie.

Małżeństwo to fajna sprawa, ale dla tych którzy znają jego wartość, dla tych, którzy pamiętają, że akt ślubu, to nie to samo co akt własności.....


Czy to prawda, że w formalnym związku żyje się łatwiej..?

10 komentarzy:

  1. No wiec ...
    Ja i moj partner znamy sie od ponad 6lat. Po 4latach znajomosci a 3latach wspolnego mieszkania ze soba zaczelo nam czegos brakowac. Na poczatku myslelismy, ze papierka, obraczki, przysiegi, wiecznego kocham i hucznej zabawy. Rodzina im bardziej nalegala tym bardziej nam sie odechciewalo calej organizacji...
    Moja kolezanka zaszla w ciaze. Patrzac na nia na jej rosnacy brzuch i blyszczace ze szczescia oczy nie bylo watpliwosci - dziecko.... Chcialam, pragnelam, potrzebowalam cudu aby sie spelnic. Cud nastapil 04.05.12. Z moim partnerem zyjemy nadal bez podpisywania, obraczkowania, przysiegania.....a powoli zaczynamy planowac nastepny cud ;-)
    Jest nam wspaniale. Partner jest moim ksieciem z bajki ktory dal mi cale krolestwo.
    Nie obchodzi mnie to, ze rodzina wciaz gada.... dopytuje, prosi bo przeciez nie wypada....
    Moim zdaniem to staropolski zwyczaj. Mieszkam we Wloszech. Tutaj nikt nigdy mnie nie zapytal czy jestesmy maluzenstwem. Tesciowie ani razu nie zapytali czy planujemy.....
    Najwazniejsze to byc szczesliwym!
    Mnie u temu szczesciu papierek i publiczne TAK nie jest potrzebne ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma przepisu na idealny zwiazek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Małżeństwo to trudna sztuka kompromisu...

    OdpowiedzUsuń
  4. często małżeństwo wszystko niszczy... Jeśli jest się szczęśliwym to nie potrzebne są papierki :/ Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę że każdy sam wybiera co dla niego dobre...
    Znam wiele małżeńst które z takich czy innych powodów się rozstali i rozumiem ich . Ja jestem wzwiazku małżeńskim i jestem szczęśliwa. Ale są osoby którym nie jest to do niczego potrzebne . Są szczęśliwi i kochają sie tak samo jak my ( mam na myśli małżeństwa). Myślę jak moje przedmówczynie że mnie ma idealnego przepisu i każdy wie czego chce i jak będzie im najlepiej.To każdego indywidulana sprawa i szanuję takie decyzje czy będzie taka jak moja czy inna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam nieco odmienne zdanie niż "Ewa". Uważam, że jeżeli się kogoś kocha, decyduję się na wspólne życie, wychowywanie dzieci, tworzenie ogniska domowego, to powiedzenie sobie sakramentalnego "TAK" jest jak najbardziej dopełnieniem całego szczęścia. Jestem katoliczką i nie wyobrażam sobie abym mogła żyć na "kocią Łapę"...ale jeżeli to komuś odpowiada .. :) Monia Łu

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja odpowiadając na pani pytanie myślę że tak że żyje się łatwiej, ale czy miąłby to być tej jeden powód aby powiedziec sobie TAK to myślę że nie . Moim zdaniem to każdego prywatna sprawa jedeni się decydują inni nie ....ja szanuję obie decyzje. Też jestem katoliczką też jestem mężatką ale wydaje mi się patrząc na moich znajomych którzy żyją na "kocia łapę"że są tak samo szczęśliwi i tak samo się kochają i naprwdę nie jest im zawarcie związku do niczego potrzebne ...jest im tak dobrze i tego się trzymam i to sznuję. A tak patrząc i zastanawiając się ile mamy rozwodów i to czasmi są to małżeństwa z bardzo krótkim stażem i po co to.Niech każdy robi jak chce i jak mu serce dyktuje...

    OdpowiedzUsuń
  8. My byliśmy ze sobą 6 lat, wspólnie mieszkaliśmy głównie w UK. Aż przyszedł taki dzień, że postanowiliśmy powiedzieć "Tak" i w moim odczuciu nic się nie zmieniło, jest tak jak było dawniej. Ale stwierdzić muszę iż w małżeństwie trzeba nauczyć się iść na kompromis, a to nie jest łatwe :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem w formalnym związku żyje się łatwiej jeśli chodzi o sprawy formalne:) - masło maślane? :) Samej miłości nie robi różnicy zawarty związek małżeński ale w świetle prawa różnica jest już duża i może dlatego jest łatwiej.

    Ta grafika jest piękna szczególnie przedostatni obrazem - oby wszystkim się to udawało.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...