13 lutego 2014

My Matki pracujące



My Matki pracujące budzimy się często przed resztą rodziny. Wstajemy, myjemy niedospane oczy, odsłaniamy zasłony, choć na dworze jeszcze ciemno. Jedną ręką zbieramy resztkę porozrzucanych zabawek, drugą  próbujemy w pośpiechu zrobić nienaganny makijaż. Na stojąco dopijamy zimną już kawę jednocześnie prasując swoje koszule i malutkie body. Zostawiamy gotowy obiad i kartkę na lodówce z planem dnia.

My Matki pracujące uciekamy może trochę do swej pracy od sterty ubrań czekających na wolne miejsce w pralce, od widoku brudnych naczyń w zlewie i od codziennej rutyny domowych obowiązków z którą zmierzają się na co dzień inne Mamy. I nawet jeśli czasem wydaje nam się, że w pracy odpoczywamy od swoich dzieci, tęsknimy. Tęsknimy zawsze wtedy gdy zamknięte w czterech ścianach biurowca podziwiamy przez okno pogodę idealną na wspólny spacer. Czasem tak niewiele trzeba by zatęsknić za żelazkiem i krojeniem warzyw w słupki. W czasie przerwy nie raz bezwiednie wyjmujemy telefon, by choć przez chwilę popatrzyć się na ich uśmiech na zdjęciu.

My Matki pracujące nie chodzimy do pracy z próżności. Wiele z nas  nawet nie lubi tego, co tam robi przez osiem godzin dziennie. A czasem dłużej… Nie każdej w głowie awanse i wysoko ustawione stołki. My często wolałybyśmy zamiast na kolejne stopnie kariery wdrapywać się na tą górkę za domem… za rękę z dziećmi, zbierając po drodze mlecze i stokrotki. Zamiast targetów, raportów i audytów wolałybyśmy wspólne czytanie książeczek, rysowanie i kontrole u dentysty. Pewnie większość z Nas pracujących Matek, gdyby tylko mogła, zamieniłaby odśnieżanie samochodu przed świtem na ciepłe łóżko, puchową kołdrę, małe stópki i ten cudowny zapach dziecięcych włosów.

Ale My Matki pracujące czasem nie mamy wyboru, perspektyw lub odwagi. To nie tak, że tylko pieniądze nam w głowie,  na nowe buty, torebki, sukienki. W wielu wypadkach bez pieniędzy z naszych pensji skromne życie zmieniłoby się w okrutną wegetację.

My Matki pracujące wracamy do domu późno. Te dwie godziny przed Ich zaśnięciem są niczym wisienka na torcie, której często nie mamy sił już nawet zjeść z apetytem. Zbyt szybko mijają, a przecież jeszcze naczynia pomyć trzeba, pranie wstawić, zakupy zrobić. Tyle czasu chciałoby się przez tą chwilę nadrobić, tyle słów ze sobą zamienić, a czasem już sił brakuje, spokoju i cierpliwości, która przecież powinna być naszym matczynym atrybutem.

My pracujące matki czasem zazdrościmy. Czasem tak bardzo chciałybyśmy zostać z dziećmi w domu.  Żal nam tych pierwszych kroczków, które nie były naszym udziałem, żal tych pierwszych słów nieusłyszanych. Żal, że to nie nam przypadła w udziale radość cieszenia się z pierwszego odkrytego w buzi ząbka. Niektórzy nigdy zrozumieją jak przykra jest świadomość, że właśnie coś ważnego omija nas w życiu naszych dzieci.

Nam pracującym matkom nie łatwo jest godzić życie zawodowe z wychowywaniem dzieci i domowymi obowiązkami. To nie tak, że czujemy się bohaterkami, czy męczennicami. To nie tak, że jesteśmy ważniejsze, bardziej ambitne. My po prostu czasem czujemy się nie docenione. My wręcz czujemy się czasem tą gorszą kategorią matek. Bo jak to można zrezygnować z pierwszych miesięcy i lat dziecka na rzecz pracy. Często byle jakiej, często za psie pieniądze. Pieniądze, bez których nie byłoby bezpiecznego fotelika do samochodu, nowych kredek, a lodówka świeciłaby pustką.

Kobiety, które świadomie decydują się na pracę, gdy dzieci idą do przedszkola, są niewątpliwie w komfortowej sytuacji psychicznej. One już swoje minimum wychowawcze wypełniły, one mogą bez kompleksów wyrodnej Matki powrócić do zawodowej aktywności. Teraz czas na uspołecznienie siebie i dziecka. A co jeśli do powrotu do pracy zmusza nie ambicja, a strach? Co jeśli do rezygnacji z  stan konta, a nie umysłu, jeśli głos serca zakrzyczeć musi głos rozsądku?

Mam nieodparte (choć pewnie subiektywne) wrażenie, że ostatnio zapanował etos Matek, które nie wróciły po macierzyńskim do pracy. I osobiście nie mam nic przeciwko, wiem dobrze, jak ciężką pracą są domowe obowiązki i opieka nad dzieckiem. Jeśli nie zapominają przy okazji o sobie, swoich marzeniach, jeśli się w tym realizują, jeśli mogą... to znaczy, że są we właściwym miejscu.

Jeśli jednak tak wychwala się te kobiety, które zrezygnowały z kariery zawodowej na rzecz wychowywania dziecka, zastanówmy się jak dużo szacunku powinno się okazać tym, które poświęciły wychowywanie dziecka, żeby zarobić na chleb?










25 komentarzy:

  1. Czasem po prostu warto znaleźć w sobie siłę i odwagę, by poszukać alternatyw, tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że masz na myśli pracę w domu, założenie własnej firmy, zmianę miejsca zatrudnienia. Zazdroszczę osobom, które mają możliwość zarabiania na własnym hobby, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma taką możliwość. Nie zawsze wystarcza odwaga.
      Ja swoją pracę lubię, więc jestem szczęściarą. Nie ukrywam jednak, że żal mi czasem tego, że musiałam wrócić do pracy szybko i oddać 5-miesięczną córkę w ręce opiekunki. Gdybym miała wybór, pewnie zostałabym w domu jeszcze kilka dobrych miesięcy.

      Usuń
  2. Mam mieszane uczucia co do tego co przeczytalam..hm. Coz taka ze mnie analizatorka.
    Ps. Szanuje matki pracujace zeby nie bylo uwazam je za bohaterki...ale czasami roznie sie w zyciu uklada i niewazne wtedy jest to czy dzieci sa male czy duze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... nie ukrywam, chciałam dać trochę do myślenia. No właśnie sytuacje bywają różne, czasem trzeba zostać w domu z różnych powodów, a czasem z innych trzeba do niej wrócić. Wszystko jest fajnie, jeśli się w tym "siedzeniu" w domu odnajdujemy i nie zapominamy o sobie. Mi jest po po prostu żal tych kobiet, które zmuszone sytuacją finansową wracają do pracy na 8, a czasem 12 godzin dziennie. Ich poświecenie jest często umniejszane moim zdaniem. Wychodzą skoro świt,a wracają kiedy czas kłaść się spać. Jak pomyślę o tym jak wyglądałoby moje wychowywanie dziecka, kiedy pracowałam tam gdzie 4 lata temu, włosy mi się jeżą na głowie. Wychodziłam o 9, wracałam po 19. Moje dziecko wołałoby do mnie ciociu. To był między innymi powód zmiany pracy, nie wyobrażałam sobie posiadania rodziny w takich warunkach.

      Usuń
    2. No wlasnie...ja to tez przerobilam jak syn byl maly....Doskonale rozumiem co miala pani na mysli piszac post. Od kiedy swiat swiatow sa dwie rozne szkoly i dwa rozne wyjscia. Jedne matki wracaja bo chca a inne bo musza. Takie czasy nastaly ....ze kobiety zbytniego wyboru nie maja i to smutne.

      Usuń
  3. Ja powiem szczerze, że szukam obecnie pracy... ha obecnie... obecnie od dobrego pół roku :/ I nic. Jestem po 5-letnich studiach. Mam tytuł magistra. Ale nic to nie zmienia. Pracuje tylko mąż. Ja wychowuję córkę w domu. Mała ma prawie dwa lata. Gdyby nie to, że mieszkamy z rodzicami, to nie raz pewnie musielibyśmy wbić zęby w ścianę.
    Nie raz się zdarzyło, że za ostatnią stówkę kupiliśmy paczkę pampersów, zapas mleka na 10 dni i lekarstwa, bo akurat Mała zachorowała. To nic, że był 20, a do końca miesiąca jeszcze trochę zostało. Gdyby nie rodzice, to nie wiem, co by było.
    Irytuje mnie już ciągły debet na koncie i odmawianie małych czy większych przyjemności. Nie na wszystko nas stać. Mąż zarobi niewiele więcej od minimalnej stawki. A na pomoc społeczną nie ma co liczyć, bo dochód na członka rodziny, kilka złotych przekracza dozwolony próg. Z jednej strony cieszę się ogromnie, że te pierwsze lata spędzam z córką, wiem, że to ważne, ale z drugiej strony wiem, że gdybym miała pracę, normalną pensję...(naprawdę wystarczyłoby mi minimum) to nie musiałabym się martwić, co do garka włożyć.
    Niestety państwo kompletnie nie dba o takie sytuacje. Zachęcają do tego by dzieci rodzić, powiększać rodziny itd. A ja się pytam "ZA CO"???!!! To nie problem "zrobić", ale trzeba też mieć za co dziecko wychować. Co to jest 1000zł becikowego? Nic! Tak być nie powinno! Co z tego, że marzę o drugim dziecku... skoro nas po prostu na nie, nie stać :(

    Czasem zastanawiam się czemu państwo dopłaca nianiom? A czemu nie pomaga w ten sam sposób matkom wychowującym dzieci? Opiekujemy się dziećmi? Tak! A nie mając pracy ani pół złotówki nie wpływa na nasze konta emerytalne. Co będzie za kilka lat? Jak skończymy na starość? Za co wtedy będziemy żyć?
    Ahhh przepraszam rozpisałam się:/

    JA osobiście podziwiam Matki pracujące, bo one też się poświęcają!! Ogarnąć robotę, dom, dziecko i męża, to naprawdę coś.
    Wielki szacunek dla Was dziewczyny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Co będzie za kilka lat? Jak skończymy na starość? Za co wtedy będziemy żyć?" Miejmy nadzieję, że znajdzie Pani pracę w ciągu kilku lat, a na starość będzie Pani żyła z tego co zarobi.

      Usuń
    2. Nie ma co ukrywać, że Państwo nie pomaga Matkom w żaden sposób. Przedstawiona przez Ciebie sytuacja nie jest wesoła i pewnie dotyczy wielu Mam, ale zawsze trzeba pamiętać o pozytywnych stronach bycia w domu. Z całego serca życzę Ci, abyś znalazła pracę swoich marzeń i nigdy już nie musiała odmawiać sobie ani małych, ani dużych przyjemności.

      Usuń
  4. Nie zupełnie rozumiem, gdzie pojawia się etos matek, które nie wróciły do pracy? Jakiś bzdurny, nielogiczny wymysł. Gdy ktoś jest w sytuacji, w której może sobie pozwolić na pozostanie w domu i opiekę nad dzieckiem, to jeśli chce, to niech tak zrobi. Natomiast, kiedy rodzic musi iść pracować, to nie jest w cale wyrodny, gdyż poprzez swoją pracę zapewnia dziecku utrzymanie.
    PS: Twój post jest niemalże jak przemowa na zjeździe Prześladowanych Matek Ciężko Pracujących na Chleb i Uciekających od Okrutnej Wegetacji.
    Dodatkowo, to pytanie na koniec brzmi niemalże jak z kazania księdza Antoniego z Koziej Wólki, jak skończyłem czytać, to aż w myślach usłyszałem AMEN. I tak zakończę. :) Anonimowy Hejter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę Ci Szanowny Anonimowy Hejterze tłumaczyć jaki miałam zamysł pisząc ten tekst, bo zakładam, że i tak nie pojmiesz.
      Dodam tylko, że głęboko żałuję, iż Kościół do sakramentu kapłaństwa nie dopuszcza "Prześladowanych Matek Ciężko Pracujących na Chleb i Uciekających od Okrutnej Wegetacji", do tego mężatek.... - myślę, że byłby to świetny pomysł na zatrudnienie.
      P.S. radzę czytać ambitniejsze teksty lub nadal słuchać kazań księdza Antoniego.

      Usuń
    2. Cóż widać, że nasza Pani Blogerka nieodporna na krytykę... no, no, no. Argumentum ad personam już w pierwszym zdaniu. Myślę, że moje docinki w post scriptum chyba nie dotknęły tak bardzo Pani Blogerki. To był mały żart ze stylu w jakim jest napisany Pani post, Pani Matko.
      PS: Również uważam, że jeżeli kobieta chciałaby zostać kapłanką, to niech zostaje. Jednak papieżem nie jestem i tego nie zmienię.

      Usuń
  5. Ja mam to szczęście i spędzam czas z dzieckiem w domu, ma trochę ponad rok. Ale nawet gdybym chciała, to mieszkam w małej miejscowości gdzie pracy nie ma . Jest ciężko,ale jakoś dajemy radę. Oczywiście chcę wrocić do pracy, jak nadarzy się okazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę w takim bądź razie żebyś znalazła ciekawe zajęcie.
      O ile spokojniejsze byłoby życie kobiet, gdyby zawsze to one mogły podejmować wybór... Chce wracać do pracy, to wraca. Chce zostać w domu, zostaje. Życie niestety nie jest takie różowe jakbyśmy chciały. :/

      Usuń
  6. Gosiu ja się cieszę, że ugryzłaś temat od tej strony. Zawsze kiedy na jakimś blogu widzę taką dyskusję, to są dwa fronty i każdy mówi, że "miał wybór i tak zdecydował". Zaczyna się wtedy pyskówka co lepsze, która mama bardziej, lepiej, dłużej...a już najgorsze sa teksty typu "nie wyobrażam sobie nie widzieć jak moje dziecko stawia pierwsze kroki", "nie wyobrażam sobie, że pierwszy ząb zauważa ktoś inny niż ja" lub z drugiej strony " nie wyobrażam sobie, że miałabym być kurą domową" itd. Jedna matka, drugiej wilkiem. A tak naprawde ile z nas miało wybór??? Niektóre wróciły, bo jeśli nie, to mogłyby sobie szukac innej pracy, a jeść trzeba. Niektóre zostały w domu, bo zwyczajnie pracy nie znalazły, przykłady można mnożyć. Poza tym nie każda kobieta jest na tyle operatywna aby zaraz po porodzie otwierać swój biznes, nie każda ma na to wkład, nie każda zwyczajnie chce... Drażnią mnie te dyskusje. Jasne, że chciałybyśmy (większość pewnie) spędzać z dziećmi całą masę czasu ale tak już jest, że mało która może pozwolić sobie na komfort bycia w domu z własnego wyboru. Nie każdą najzwyczajniej w świecie na to stać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Kochana dziękuję Ci za komentarz, bo jest on dowodem na to, że są czytelnicy, którzy dokładnie zrozumieli co chciałam przekazać pisząc ten tekst. Nie chodzi o to, która matka jest lepsza, a która gorsza. Większość z nas w ogóle nie miała wyboru. I to jest najsmutniejsze w tym wszystkim.
      Ten post nie miał także pokazać, jak to Matki pracujące mają gorzej od tych, które "siedzą" w domu. Był pewnego rodzaju manifestem uczuć pracującej kobiety, matki, żony, która mimo, że stara się spełniać i realizować ambicje w pracy, czuje czasem tęsknotę za dzieckiem i żal, że tak mało spędza z nim czasu.

      Usuń
  7. Temat do dyskusji. Gdy moja córka poszła do żłobka w wieku 6 miesięcy karcono mnie za to, że ją oddałam i że wróciłam do pracy. No niestety, ale nie mam tak komfortowej sytuacji finansowej, żeby pozwolić sobie na siedzenie w domu. Druga ciąża, roczny macierzyński i teraz słyszę, po co się męczysz z dwójką dzieci, trzeba było wrócić do pracy. I weź tu zrozum ludzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze znajdą się mądrzejsi, a tak na prawdę nikt nie będzie wiedział tego, co przeżywa Matka podejmując takie wybory. O ile w ogóle może sobie pozwolić na wybieranie.

      Usuń
  8. Ja wróciłam do pracy jak Fabis miał 13 miesięcy, fakt że nie liczę się bo cały czas pracuję z dzieckiem swoim, ale od wrzesnia sie rozdzielamy. Ogólnie nie wyobrazam sobie siedzenia w domy do 3 latek. Ja nie z tych, ja musze sie realizowć, ja wtedy jestem szczęśliwa i moje dziecko też. Afinanse to juz druga strona medalu. Nie stac ma po prostu na siedzenie w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wyobrażam sobie siedzenia w domu, chciałabym mieć jakieś zajęcie nawet na kilka godzin dziennie. Tylko czasem jak przychodzę styrana do domu i ciężko mi wykrzesać z siebie choćby odrobinę energii do zabawy z Olą, to przykro mi, że po całym dniu pracy nie mam już sił na zabawę z własnym dzieckiem.

      Usuń
  9. Dziecko jest szczęśliwe kiedy matka jest szczęśliwa. Ja jestem z dziecmi w domu, ale mam taka sytuacje, że mogę na to sobie pozwolić. Prawdopodobnie gdybym musiała iśc do pracy to bym poszła, bo ciągły debet na koncie był by dla mnie frustrujący i moje dzieci bardzo by to odczuwały. Pozdrawiam, Mama A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Dziecko jest szczęśliwe wtedy kiedy matka jest szczęśliwa. Często jednak jest tak, że matki chcą iść do pracy, a nie mogą jej znaleźć, albo wolałyby zostać w domu i nie mogą sobie na to pozwolić. Takie matki raczej szczęśliwe nie są.

      Usuń
  10. Ja wróciłam do pracy bo sytuacja w mojej pracy wymagała takowego kroku. Chłopcy mieli lekko ponad 1,5 roku jak przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego miasta, oni poszli do żłobka a ja wróciłam do pracy. I... niby sytuacja a nie žałuję...ja odpoczywam od nich i mam kontakt z dorosłymi ludźmi, oderwałam sie na te pare godzin w bardziel społeczny świat. Chłopcy natomiast rozwinęli się w błyskawicznym tempie, opanowali do perfekcji społeczne zachowania, zaczęli mówić i nauczyli się empatii. Nie będę ukrywać, że ogarnięcie dwójki dzieci, pracy, domu nie należy do zadań lekich i łatwych, tym bardziej że praktycznie jestem większosc czasu sama z dziećmi i mieszkając na 3 pietrze codzienie schodze i wchodze z dwojka dzieci, zakupami torba sama. Ale wolę już to niż wegetację z dwójka rozbrykanych maluchów w domu calymi dniami. Pod koniec urlopu wychowawczego myślałam że zwariuję.
    Temat ujęty bardzo szczegółowo i ukazujący chyba wszelkie aspekty z jakimi matki się borykają (i te pracujące i te niepracujące). Skłania do refleksji ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja musiałam wrócić do pracy jak Olka miała 5 miesięcy. I teraz już jestem z tym pogodzona, ale na początku nie było mi łatwo. Na szczęście moja praca daje mi dość dużo okazji do wolnych dni, ferii i wakacji (jestem nauczycielem). Lubie swoją pracę i nie mogę pod tym względem narzekać. Z resztą też uważam, że jeśli ma się możliwość powrotu do pracy to zazwyczaj jest to z korzyścią i dla matki i dla dziecka. Czasem jednak są takie dni, że myślę sobie: "Tyle sił i czasu poświęcam, żeby wychować cudze dzieci, a dla własnego nie mam potem cierpliwości, energii i czasu".
      Powrót matki do pracy to ogólnie temat do dyskusji i cieszę się, jeśli kogoś ten tekst zmusił do chwili refleksji.:)

      Usuń
  11. http://www.kobiecanatura.pl/304/macierzynstwo.html :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajny post. Coś w tym jest, ze matki "pozostające w domu" są super, a te które wróciły do pracy muszą często walczyć z łątką wrednej, wyrodnej biznes łomen ;). I jeszcze to gadanie, że dziecko jest zaniedbywane, bo ma rodziców tylko 2 godziny dziennie.... No takie jest życie. Trzeba pracować, żeby dziecko miało się w co ubrać, co zjeść i czym się bawić. Cały macierzyński byłam w domu, następnie wykorzystałam cały zaległy urlop i musiałam wrócić do pracy. I powiem tak: "Siedząc w domu" ( kto kiedykolwiek opiekował się dzieckiem na full etat, wie, że to określenie jest strasznie krzywdzące) trochę tęskniło mi się za pracą: za ludźmi, za działaniem, za adrenaliną. Po powrocie do pracy tęskniło mi się do domu, do patrzenia na dziecko, do spacerów...i tak jak piszesz - jedno spojrzenie za okno, kiedy na dworze była piękna pogoda ( a miałąm z pracy widok na park z placem zabaw) i łezka się kręciła w oku, że ja nie mogę teraz być z własnym dzieckiem. Chciałabym odnaleźć i móc sobie pozwolić na złoty środek.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...