22 lipca 2013

Warto być czasem offline

Ci co śledzą mnie na FB, wiedzą, że byłam na weekend w moim Borzechowie.
O tym dlaczego mam taki sentyment do tego miejsca już pisałam (TU). Jednak jest jeszcze coś co o prócz przywołania miłych wspomnień daje mi ten "mój" kawałek lasu.


Kiedy tam spędzam chwil więcej niż kilka godzin, kiedy do mojej komórki nie docierają aktualizacje, powiadomienia i maile, zaczyna mi czegoś brakować, słyszę ciszę i wtedy właśnie zdaję sobie sprawę, że jestem niewolnikiem techniki. Może i można by było nawet powiedzieć, ze trochę jestem uzależniona od tego internetowego świata? Cóż począć, że lubię wiedzieć, co słychać u znajomych, w wolnej chwili spijając kawkę oglądam zdjęcia które dodali z wakacji. Lubię być na bieżąco z lekturą moich ulubionych blogów. Mam manie czytania newsów na informacyjnych serwisach. A gdy tylko coś ciekawego pojawi się w polu mojego widzenia uwieczniam aparatem, lub klikam fotkę telefonem. Te fajniejsze już prawie odruchowo udostępniam na Instagramie, Facebooku, Twitterze... W końcu trzeba dać znać, że człowiek żyje, że się dzieje. Chwila czekania, bo internet nie wszędzie taki szybki jak w domu, i już jest, możecie oglądać, czytać, śledzić.

Internet sprawia, że wiemy co lubi koleżanka z pracy, co porabia nasz znajomy ze studiów, jak wygląda, gdzie bywa, jak spędził  wakacje. Dzięki sieci poznajemy nowe osoby, podtrzymujemy przy życiu nasze przyjaźnie, a czasem nawet związki.
Będąc online wiele możemy zyskać, lecz równie wiele stracić. Klikając godzinami w coś na naszym smartfonie lub dziobiąc klawiaturę komputera może zbliżymy się do nowo poznanych (lecz często wartościowych i ciekawych ludzi), ale jednocześnie znacznie mniej jest nas dla tych naprawdę nam bliskich...

Wyjeżdżając z dala od zasięgu i dostępu do internetu człowiek zdaje sobie sprawę jak wyglądałby jego dzień bez tych wszystkich technicznych udogodnień. Przekonuje się, że to wszystko tak na prawdę nie bardzo potrzebne jest do szczęścia, że czas milej spędza się razem bez tych pikających modnych gadżetów, że mniej pretensji, i dzień jakiś taki dłuższy się nagle zrobił... Rzeczy ważne zaczyna się dostrzegać, które ekran laptopa na co dzień zasłaniał. I dziwnie jakoś i głupio się robi, gdy smutna prawda wychodzi na jaw i uświadamiamy sobie, że czasem więcej wiem o obcych nam ludziach, niż o tym co u rodziny, przyjaciół tych prawdziwych, lub nawet męża czy żony.

Ten online-stan wciąga nas i kusi. Zaspokaja naszą ciekawość, pozwala nam się obnażać, odkrywać i daje nam możliwość kreowania własnego świata. A może my tak bardzo lubimy TU być, bo TU właśnie mamy szansę bez umiaru chwalić się swoimi dobrami doczesnymi, dziećmi, swoją pasją, swoim fajowskim życiem? Czasem odnoszę wrażenie, że internet to miejsce w którym ludzie doładowują poczucie swojej wartości. Jak wysoko podskakuje nasze ego, gdy ktoś nam kliknie "lubię to" pod zdjęciem, statusem, postem, jak bardzo stajemy się dumni i pyszni gdy zacznie się ktoś nami interesować.  Tak jakby nie wystarczył komplement od męża, że dobrze wyszedł nam ten dzisiejszy obiad, albo pochwała od szefa.  TU możemy w końcu pokazać, że jesteśmy kimś, że jesteśmy przecież tyle warci, tu możemy być tacy jakbyśmy chcieli być, albo być po prostu sobą.

Pochłania nas internetowa rzeczywistość, a tuż obok toczy się nasze prawdziwe życie, bez nas...
To oczywiste, że w dzisiejszych czasach trudno byłoby żyć bez dostępu do internetu. W końcu ma on swoje pozytywne strony. Może jednak warto czasem na chwilę, na dzień lub dwa zamknąć krzyżykiem wszystkie okienka, laptopa odłożyć w kąt, zapomnieć na chwilę o tym świecie internetowym, o tym co nie ważne, nie nasze, o tym co nie dzieje się naprawdę na rzecz tego co teraz i tu.

Teraz widzę, że te krótkie wakacje od bycia online zadziałały na mnie jak mały detoks. Myśli jakieś takie bardziej jasne i znowu widać wyraźniej priorytety. Dystans się łapie i zdrowy rozsądek wraca. Bo przecież nikt nie umrze jak nie dodam kolejnej notki na bloga i nikt płakać nie będzie, że nie widział nas od kilku godzin na FB. Co z tego, że spadną statystyki, że może ktoś zapomni, że tu jesteśmy i już nie wróci? Jedyne co  możemy stracić to +1 do próżności. Zyskać za to można znacznie więcej.

Jak miło patrzeć na dzieci nieskażone tą technologiczna zarazą, które do szczęścia potrzebują tylko kilku klamerek i pudełka po lodach. Zabawa na pół godziny murowana - polecam. Ilość czasu poświęcona na samodzielną zabawę wzrośnie, jeśli umieścisz dziecko na balkonie. ;)


A tu już borzechowski bociek, którego podziwialiśmy w sobotni wieczór: 

Muszę tu dodać, że obserwując moją córkę w różnych sytuacjach i miejscach poznałam już troszkę jej charakterek. Wiem, już że nie jest typem pańci, księżniczki, laleczki... a raczej swojskiej, odważnej babki, która bać się nie będzie łażenia po górach, łapania żab, robali i spania na sianie. 
Podczas spaceru szła dziarsko przed siebie i iść by mogła jeszcze długo przez pole. Na wieczornym spacerze miała nawet ochotę położyć się na trawie. Nie wiem, czy była już taka zmęczona, czy tak wielką miłością darzy przyrodę. 


I moje najulubieńsze foto... Taka jakaś beztroska z tego zdjęcia bije.



Mam zamiar już niedługo znów zafundować sobie ten mały odwyk, a Wy jak często jesteście offline dłużej niż 24 godziny?
Może tak jak ja czujecie, że za dużo czasu spędzacie codziennie w sieci?

10 komentarzy:

  1. Mimo wszystko lubię być czasem offline, wyłączyć myśli i obcować z naturą ;)
    Póki co dzieci nasze nie potrzebują najnowszych technologii do zabawy, jak będzie dalej zależy wyłącznie od nas!
    Ro beztroskie zdjęcie świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze prawisz, oj dobrze. Uzależnia, zwłaszcza, gdy w domy nie ma się do kogo buzi otworzyć. Jednak tak jak piszesz - nasz tydzień nad morzem uświadomił mi, jak wiele interesujących rzeczy mogę robić z moją córką i że każde "pięć minut" online, sprawia, że o te pięć minut jest mnie mniej dla niej. Dobrze, zrobić sobie detoks, głowa jaśniej myśli. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z ust mi tego posta wyjęłaś. Sama mam już coś podobnego "na brudno" napisanego, ale właśnie przez to, że pochłonął mnie internet oraz Wasze blogi jeszcze go nie skończyłam i zrobiła się u mnie mały zator :). Już niebawem więc, pewnie jeszcze w tym tygodniu coś podobnego zjawi się także u mnie, ale z domieszką troszkę innej perspektywy, tej takiej stricte paozjowej ;).

    Ja staram się być online wtedy, gdy Amelka śpi. Już kiedyś Zauważyłam jak dużo mnie omija, gdy ona bawi się na środku salonu, a ja wciąż nosem w komputerze. Postanowiłam więc mocno trzymać się zasady : kiedy jestem z nią, nic innego się nie liczy! I to procentuje i wiele nam obu to daje :) . Wieczorami natomiast, gdy sobie siedzę na facebooku cierpi troszkę Tatinek, ale już za chwilę idę go troszkę udobruchać ;)). Dobrej nocy :*
    http://krainapaozji.blogspot.fr/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam z niecierpliwością na Twój post, ciekawi mnie Twój punkt widzenia tego tematu :*
      P.S. Ja tez się staram wchodzić do netu kiedy Ola, albo jest czymś zajęta, np. jak teraz jedzeniem.
      Ale jeśli tylko mnie woła, chce się ze mną pobawić rzucam laptopa w kąt i jestem cała dla niej. Wieczorem jest tak trochę jak u Ciebie, czyli właśnie mój M. cierpi na tym biedaczek... i chyba on ze wszystkich jest najbardziej pokrzywdzony i jemu najbardziej podoba się gdy jestem offline ;)

      Usuń
  4. Czesc Gosiu :) przyznam bez bicia że czytam juz jakis czas Twojego bloga i jest świetny ;) ciocia Ola musi Was kiedys odwiedzic na żywo :P

    Buziaki A.M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj musi musi nas odwiedzić... bo my tu na Ciebie czekamy :P
      Cieszę się, że Ci się blog podoba, wpadaj kiedy chcesz (nie tylko na bloga) :*

      Usuń
  5. Bardzo mądre słowa :) Nic i nikt nie jest ważniejszy niż czas spędzony z rodziną :) Wtedy wyłączamy się całkowicie i oddajemy tylko niej :) Ja ostatnio tych chwil mam naprawdę niewiele, więc doceniam każdą sekundę spędzoną z moją córką. Wydaje mi się, że życie byłoby o wiele przyjemniejsze bez dostępu do internetu. Czasem chyba lepiej nie wiedzieć co się wokół nas dzieje :) Człowiek jest wtedy o wiele spokojniejszy i zdrowszy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię być off-line, zostawiam telefon na piekarniku (tylko tam mamy zasięg) i ginę w czeluściach mojego 1ha ogrodu na cały dzień i dobrze mi z tym. Ostatnio nawet zapomniałam telefonu jak wyjeżdżałam 'do miasta' i poczułam się jak pies spuszczony ze smyczy-fajne uczucie:)
    Fajnie jest też pokazywać naszym pociechom, że ten świat niecybernetyczny jest lepszy, bo można wszystkiego dotknąć, posmakować (pachcimy maliny z opuszczonej działki, ale ciiii), leżeć w trawie, patrzeć na chmury i słuchać koncertu świerszczy, ptaków i rechotania żab:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Lezac sobie w lozku postanowilam poczytac Twojego bloga. Musze ci powiedziec ze calkowicie stracilam poczucie czasu. Strasznie zacoekawily mnie te Twoje posty. Wszystkie sa takie ciekawe i prawdziwe. Poczulam sie jakbym uczestniczyla w Twoim zyciu. Masz prace,rodzine i swoje obowiazki, a mimo to znajdujesz chwile na podzielenie sie z nami ciekawymi wspomnieniami czy spostrzezeniami. Jestes bardzo ciepla i otwarta osoba z tego co udalo mi sie wyczytac. Pozdrawiam goraca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej. Pozdrawiam :)

      Usuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...